Oszukana - zabłąkana szesnastolatka
Historia szesnastolatki, której życie zmieniło się po śmierci matki.
niedziela, 22 listopada 2015
Przyjaciel czy wróg?
niedziela, 1 listopada 2015
Ja ich uratuje
Rozejrzałam się i coś mi nie pasowało. Nie które rzeczy nie były na swoim miejscu, co ostatnio coraz częściej się zdarzało.
środa, 30 września 2015
Koniec tego dobrego
Nie chciałam jeszcze wracać z wakacji, ale jak trzeba, to trzeba. Pociesza mnie fakt, że widok z samolotu jest piękny. Nadal mam dziennik, choć tato kazał mi go zniszczyć. Dręczy mnie myśl czemu to ja go miałam znaleźć i co mam z nim zrobić.
- Coś się stało? - spytał Luke siadając obok mnie. Choć coś mnie kusiło, żeby powiedzieć mu prawdę, nie mogę tego zrobić.
- Martwię się, że niedługo pierwszy dzień szkoły. - okłamałam go. Nigdy nie bałam się nowych kontaktów.
- Nie martw się. Będzie dobrze. - objął mnie i pocałował lekko w czoło. - twój ojciec mówił, że znalazłaś jakiś dziennik. To prawda?
- Nie. - odpowiedziałam bez zastanowienia. Chłopak przyglądał mi się uważnie.
- Kłamiesz?
- Nie.
- Wiem, że kłamiesz i doskonale wiesz jak bardzo brzydzę się kłamstwa. - powiedział i odszedł na tył samolotu.
Po powrocie znów wzięłam dziennik. Na razie nie mam ochoty go czytać. Dalej jestem oczarowana jego okładką. Tak pięknej nigdy nie widziałam.
- Johanna, jesteś zajęta? - tato wpadł do pokoju. Szybko schowałam dziennik pod tyłek. Uśmiechnełam się do taty.
- Co tam masz? - zapytał.
- To od chłopaka. - rzuciłam na poczekaniu.
- Nie wnikam. - odparł rzucając ręce do góry w geście poddania się.
- Co chciałeś? - przerwałam krępującą ciszę.
- Chciałem z tobą rozmawiać.
- Okay. - kręciłam się nerwowo na siedzeniu.
- I chciałem cię przeprosić, że się w tedy tak wkurzyłem.
- Mhm. - ojciec przeszywał mnie wzrokiem. - Zaraz do ciebie przyjdę. - po tych słowach tato w końcu wyszedł z mojego pokoju.
- Co jest? - spytałam wchodząc do gabinetu ojca.
- Siadaj. - powiedział wskazując na krzesło. Brzmiało poważnie więc od razu usiadłam. Oparł podbródek na dłoniach. Wpatrywał się w moje oczy.
- Powiesz w końcu o co chodzi? - lekko się zirytowałam tą ciszą.
- Tak. Mam dwie sprawy . - zaczął. - Pierwsza to taka, że dostałem list ze świata czarodzieji.
- I? - tato umiał trzymać wszystkich w napięciu.
- Musisz zaliczyć egzaminy z magii. Każdy szesnastolatek musi to przejść. Jamie na pewno ci pomoże się przygotować.
- Yhym. - odparłam. - A ta druga sprawa.
- Wiem, że nie pozbyłaś się tego dziennika. - poruszyłam się nerwowo na krześle. Oczywiście, że do nieczego się nie przyznam. - Zniszcz go. On nie doprowadzi do niczego dobrego. Im więcej to zaglądasz, tym bardziej porywa twoją duszę do tamtego świata.
- Umiem to kontrolować.
- Tylko jedena czarodziejka umiała to kontrolować, ale dawno nie żyje. Nie miała też potomstwa, które mogłoby odziedziczyć ten dar.
- Nie martw się panuję nad tym. - odparłam. - Mogę już iść?
-Mówię poważnie.
- Ja też. - po czym szybko wyszłam do swojego pokoju.
Gdy budzik zadzwonił od razu wstałam. Musiałam przygotować się na swój pierwszy dzień szkoły. Ubrałam się, uczesałam i zeszłam na dół. W domu było podejrzanie cicho. Zrobiłam sobie śniadanie i ruszyłam na przystanek.
Czekając na autobus, zauważyłam że nie było nikogo oprócz starszej pani, która siedziała na tej samej ławce co ja. Nie odzywałam się, pani również. Gdy w końcu nadjechał autobus, którym miałam się udać do szkoły, wstałam z ławki. Spojrzałam na staruszke. Jej już nie było. Zdezorientowana zaczęłam się za nią rozglądać. Nigdzie jej nie widziałam, a przecież kulejąca staruszka tak szybko by nie poszła poza zasięg wzroku.
-.Wchodzisz, czy czekasz? - spytał dość nie miło kierowca.
- Tak. Już. - wsiadłam szybko do środka i zajęłam pierwsze wolne miejsce.
W Polsce poszłabym do pierwszej klasy liceum. Tu w wieku 16 lat idę do drugiej klasy liceum. Poszłam do sali 232. Ta szkoła wydaje się wielka. Drzwi do klasy były otwarte. W środku była jakaś grupka chłopaków i parę dziewczyn. W klasie było głośno. Gdy weszłam do sali nagle zapadła cisza. Po chwili, chłopaki jak zwykle musieli to jakoś skomentować.
- Ej lala, chyba klasy pomyliłaś!
- Ładne nóżki!
- Mamy nową laskę w klasie!
Tak brzmiały tylko nie które teksty. Zignorowałam je. Usiadłam w pustej ławce. Dziewczyny cały czas przeszywały mnie wzrokiem. Po paru minutach przyszła nauczycielka i zaczęła mówić o sprawach organizacyjnych. Panowała cisza. Najwyraźniej mieli do niej szacunek.
- O jeszcze jedno. Mamy nowa uczennice. - zaklnęłam w myśli. Nie lubiałam zwracać na siebie uwagi. - Wstań i przedstaw się nam. - wskazała na mnie. Wstałam nie chętnie.
- Mam na imię Johanna. Od początku wakacji mieszkam u ojca. Wcześniej mieszkałam w Polsce. - na nazwę mojego kraju, uczniowie zrobili dziwne miny. - To nie duże państwo w w Europie. - wytłumaczyłam.
- Dobrze. - odparła pani.
W tym momencie zadzwonił dzwonek. Radosna udałam się na przerwę.
- I jak tam w szkole? - spytały jakieś dziewczyny z mojej klasy. Mówili wolno i wyraźnie.
- Okay. - odpowiedziałam podejrzliwie. - Czemu tak dziwnie mówicie?
- Bo jesteś z tej... no... Polski, na pewno nie umiesz mówić po angielsku. - zaczęły się śmiać i poszły. To również zignorowałam.
Reszta dnia minęła spokojnie. Po powrocie do domu nadal było dziwnie pusto.
- Jest ktoś ? - spytałam wchodząc do domu.
- Cześć młoda. - powiedział Jock na przywitanie. - Jak tam pierwszy dzień w szkole?
- Żyje, czyli nawet dobrze. Było strasznie dużo organizacji.
- To nawet fajnie. - odparł. - Jesteś głodna?
- Nie. Jadłam lunch w szkole. - powiedziałam w pośpiechu. - Jakby ktoś pytał to jestem w swoim pokoju.
- Dobra.
Zamknęłam się w pokoju. Rzuciłam plecach i kurtkę na środek pokoju i zaczęłam szukać dziennika. Usiadłam wygodnie w fotelu. Wzięłam do ręki dziennik. Otworzyłam na jednej z pierwszych stron. Przyłożyłam rękę na stronę.
Otworzyłam oczy. Oślepiło mnie światło. Nie wiem skąd dochodziło, ale było strasznie jasne. Wstałam powoli. Wokół mnie była sama zieleń. Pięknie kwitnące drzewa, wspaniałe krzewy i cudownie pachnące kwiaty.
- Chodź ze mną. - powiedziała staruszka. Rozpoznałam ją od razu. To była ta sama staruszka, która siedziała ze mną na przystanku. Podała mi rękę.
- Kim jesteś? - spytałam odsuwając się od kobiety.
- Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi. - jej słowa były dla mnie nie zrozumiałe.
- Lepiej chodź.
- Nie znam cię.
- Ale ja znam ciebie. - po tych słowach poszłam za nią. Sama nie wiem dlaczego. Chyba po prostu stwierdziłam, że w tak pięknym miejscu nic mi się nie może wstać.
Mijaliśmy ludzi. Spacerowali. Szli lekko. Niczym z powiewem wiatru. Byli piękni. Wyglądali na bardzo szczęśliwych. Wszędzie było kolorowo. Bardzo mi się tu podobało.
- Ludzie żyją tu beztrosko i szczęśliwie.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - spytałam.
- W świecie, między naszym światem a dziennikiem.
- Czemu ludzie w naszym świecie nie są tak szczęśliwi jak tu?
- Bo ludźmi rządzi pycha i chciwość.
Dalej szłyśmy w milczeniu. Po pewnym czasie zauważyłam windę. Dziwnie wyglądała winda po środku parku. Bez wahania weszłam do środka. Po zamknięciu drzwi widna ruszyła z impetem do góry, musiałam oprzeć się o ścianę, aby się nie wywrócić .
- Jesteśmy na drugim piętrze. - oznajmiła staruszka. Nic nie powiedziałam tylko przytaknęłam. Na drugim piętrze było dużo drzew, ale były one inne. Zamiast liści miały kwiaty. Były one w różnych jasnych kolorach.
- Lepiej się odwróć. - napomniała mnie staruszka. Dopiero teraz zauważyłam, że nie wygląda tak staro. Owszem, miała zmarszczki, ale ty wraz wydawały się mniej widoczne. Odwróciłam się powoli. Zauważyłam wielkie schody. Na szczycie znajdował się tron, na którym siedziała królowa. Była piękna, nie tak piękna jak ludzie z pierwszego poziomu. Była jeszcze piękniejsza. Poddani klęczeli na schodach. Byli ubrani w drogie ciuchy. Przeszliśmy się alejką wśród drzew. Po drodze mijaliśmy domy ludzi, mieszkających tu. Zdawały się być bardzo luksusowe.
- Czemu tu jesteśmy?
- Przez to przechodzisz za każdym razem, gdy przenosisz się w świat dziennika. Najczęściej przechodzi się szybkciej, ale chcę ci pokazać co się stanie gdy nie będziesz uważać.
- A co się stanie? - spytałam.
- Zostaniesz tu, a powrotu nie będzie.
- Tu jest fajnie.
- Do czasu.
- Dlaczego ja? - spytałam.
- Bo dziennik cię wybrał.
- Wybrał do czego?
- Wszystko chciała byś wiedzieć. Dowiesz się w wszystkiego swoim czasie.
Dalej szłyśmy w milczeniu, aż do momentu gdy przed nami ujżeliśmy górę.
- Musimy tam wejść.
- Uwielbiam chodzić po górach.
Szliśmy ścieżką górską, im bliżej byliśmy szczytu tym więcej było namiotów. Przypominały te wojskowe. Nie interesowały mnie zbytnio, dopóki z jednego z nich nie wyszła wysoka postać w kapturze. Nie było widać twarzy, tylko czerń pod kapturem. Patrzył w moją stronę z uwagą.
- Kto to? - szepnęłam.
- Nazywamy ich kapturzakami. Chcą zdobyć trzeci poziom. - przytaknęłam tylko głową.
Na szczycie znajdowała się wielka brama, której pilnował gwardzista.
Weszliśmy do środka. Naszym oczą ukazał się wielki zamek. Był piękny, niczym z bajki. Królowa zasiadała na ławce przed zamkiem. Była jeszcze piękniejsza od poprzedniej królowej. Nie mogłam znaleźć niczego do czego można by porównać jej urodę.
- Kim ty właściwie jesteś? - spytałam po raz kolejny.
- Jedyną osobą, która umie kontrolować dziennik.
- Ale. - nie mogłam się wysłowić. - Ty ponoć nie żyjesz.
- Padłam niesłusznym oskarżeniom. Musiałam zniknąć, więc pomogli mi upozorować śmierć. - wytłumaczyła. - jeśli zrobisz, to do czego cię wybrano, pomożesz mi pozbyć się zarzutów.
- A jak masz na imię?
- Bettany - myślałam chwilę nad nowymi informacjami.
- To ile ty właściwie masz lat?
- 302 . - wytrzeszczyłam oczy. Czy to w ogóle było możliwe?
- Johanna! - krzyknął Jack.
- Co? - ocknęłam się, a dziennik spadł mi na podłogę.
- Co to?- wskazał ręką na dziennik.
- Nie ważne. Co chciałeś?
- Aa. Ojciec cię woła. Jest na ciebie wkurzony. Jęknęłam i wstałam.
- O. Tato. - minęłam go na schodach. - Co chciałeś? - nic nie powiedział. Poszedł do mojego pokoju. - Co ty robisz?
- Dawno powinienem to zrobić. - wziął dziennik i skierował się z nim do salonu. W żaden sposób nie udało mi się go zatrzymać. Wrzucił go prosto do ognia, który palił się w kominku. Widziałam już, że nie pomogę Bettany, ani sobie, ani nikomu.
środa, 15 lipca 2015
Dziennik
poniedziałek, 13 lipca 2015
Zamek
- O. Obudziłaś się. - powiedziała Lily, zaspanym głosem.
- Jak się tu znalazłam?
- Wczoraj przyniósł cię jakiś chłopak. Chyba miał na imię David. Nie pamiętam. Późno było.
- A co się stało?
- Twierdził, że straciłaś przytomność, ale jak dla mnie po prostu byłaś nie trzeźwa. - przypomniałam sobie, co ostatnio się działo. Koncert, a później się z kimś zderzyłam.
- Muszę go znaleźć. - wstałam energicznie i poszłam w stronę drzwi.
- Teraz powinnam cie zatrzymać i powiedzieć, że musisz odpoczywać, ale mi się nie chce. - olałam jej słowa i wyszłam z pokoju.
Idąc korytarzem, napotkałam ludzi, którzy mi się przyglądali. Dyskretnie spojrzałam na swoje odbicie w jednym z luster, wiszących na ścianie. Strój był nawet w porządku lecz moje włosy były strasznie potargane.
- Jak się czujesz?
Odwróciłam się by spojrzeć na osobę, która zadała pytanie.
- David? - spytałam.
- Jednak mnie poznajesz. - stwierdził zaskoczony.
- Co się wczoraj stało? - spytałam, krzyżując ręce na piersiach.
- Chodź. Wytłumaczę ci to w pokoju. - powiedział i ruszył w stronę swojego pokoju. - Na co czekasz. Chodź. -nie mówiąc nic więcej, poszłam za nim.
Jego apartament był większy niż mój. Był podobny do mojego. Górowały tu dwa kolory. Szary i granatowy. Oczywiście jak na chłopaka przystało, panował tu nie porządek.
-Siadaj.- byłam lekko nie pewna tej nowej znajomości. David spojrzał na mnie.
- Więc - zaczęłam.
- Więc - w powtórzył.
- Nie żartuj sobie. Co się wczoraj stało? - spytałam. Zaczęłam się denerwować.
- Nic. - wzruszył ramionami. Posłałam mu mordercze spojrzenie. - No dobra. - uniósł ręce w geście poddania się. - wracałem z koncertu do pokoju. Nagle ty na mnie wpadłaś. Odbiłaś się uderzyłaś głową w ścianę.Wylądowałaś na podłodze. Straciłaś przytomność, ale wszystko było w porządku.
- To tyle? - myślałam, że stało się coś poważnego, a to zwykły wypadek.
- Na co liczyłaś? - spytał zszokowany.
- Na nic.
Siedzieliśmy w ciszy. Musiałam o tym wszystkim pomyśleć.
- Wiem jak ci to wynagrodzić. - uśmiechnął się, tym uśmiechem przez, który dziewczyną miekkną nogi. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Pojedziemy na wycieczkę.
- Gdzie?
- To będzie niespodzianka.
~*~
W drzwiach stanął wysoki brunet. Był w wieku Davida. Obok niego stała dziewczyna. Strasznie podobna do niego. Najprawdopodobniej jego siostra.
wtorek, 9 czerwca 2015
Wycieczka
Siedziałam w kuchni jedząc swoje ulubione płatki.
czwartek, 4 czerwca 2015
Nie jestem bezpieczna
Po tej, jakże krótkiej rozmowie, nie mogłam się uspokoić.
- Jeszcze nie wyszłaś? - spytał Luke. Nie wiem kiedy zdążył wejść do mojego pokoju.
- Nie. - nagle się ocknęłam. - Tylko się przebiore i wychodzę. - ominęłam go i poszłam do łazienki.
Chwilę później byłam już gotowa. Zastałam Luke, który szukał czegoś w szufladzie od mojego biurka.
- Szukasz czegoś? - spytałam podchodząc do niego. Odskoczył od stolika.
- Zostawiłem gdzieś telefon. Nie widziałaś go? - udawał głupiego.
- Masz go w kieszeni. - pokazałam ręką na wypustke w jego spodniach.
- Aa. - jęknął. - Dzięki. - uśmiechnął się i wyszedł.
Wzięłam torebkę z komody i wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach.
- Wychodzę! - krzyknęłam i wyszłam z domu.
Szybkim krokiem szłam w kieruknu miejsca, gdzie umówiłam się z Katy. Usłyszałam kroki za sobą. Odwróciłam się. Nikogo tam nie było. Pod czas mojej drogi, parę razy miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Za każdym razem gdy się odwróciłam była tylko pustka. Przez ostatnie zdarzenia mam jakieś paranoje.
- Johanna! - krzyczała z oddali Katy.
- Długo czekasz? - spytałam ciekawa.
- Nie. Zaledwie pięć minut.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się. Dziewczyna odzwajemniła gest.
- To idziemy? - spytała. - Pokażę ci najlepsze sklepy. - puściła mi oczko. Ujęła mnie pod ramię i ruszyłyśmy w stronę galerii.
- Chodź jeszcze tutaj. - przyjaciółka pociągnęła mnie w stronę kolejnego sklepu. Miałam już kupione większość przyborów szkolnych. Brakowało mi tylko paru zeszytów.
- Katy. Dość już ciuchów. Zacznij kupować przybory.
- Dobra, dobra. - mówiła powolnie dziewczyna. - Patrz jaka boska sukienka. Wyglądałabyś w niej pięknie.
Przyjaciółka podała mi wieszak, na którym wisiała miętowa, rozkloszowana, sukienka. Z tyłu miała pasek, aby zawiązać kokardkę. Nie oszukujmy się. Podobała mi się.
- Idę przymierzyć. - wzięłam od niej ciuch. - Zaraz wracam.
- Okay. - mruknęła i znikła, pewnie dalej szukała ciuchów.
Weszłam do przymierzalni. Zdjęłam spodnie i koszulkę. Założyłam sukienkę i śmiesznie się wyginająć, próbowałam ją zapiąć. Do ciasnego pomieszczenia, weszła Katy.
- Pomóc ci? - spytała. Zaczęłam się śmiać. Dziewczyna zapieła mi zamek.
- Wyglądasz cudnie. - wyjęła telefon z torebki. - Ustaw się. Zrobie ci zdjęcie.
Stałam i robiłam głupie miny.
Było naprawdę zabawnie.
- Dobra. Przebiorę się i za nią zapłacę. - dziewczyna ani drgnęła. - No idź, już. - pchnęłam ją w stronę wyjścia.
Zapłaciłam za sukienkę i wyszłam ze sklepu. Katy już na mnie czekała. Po jej minie, stwierdziłam, że nie ma najlepszego humoru.
- Co jest? -szturchnęłam ją łokciem w bok.
- A ... nic. - ruszyliśmy do kolejnego sklepu. Tym razem z artykułami szkolnymi.
Po skończonych zakupach, wróciliśmy do domu. Przez cały ten czas, Katy wydawała się nie obecna.
- Powiesz wreszcie co się stało? - spytałam lekko zaniepokojona całą tą sytuacją. Właśnie rozpakowywałam zakupy w swoim pokoju. Natomiast moja przyjaciółka siedziała na fotelu. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze. A raczej jego brak.
- Nigdy więcej nie zobaczę swojego odbicia. - zaszlochała. - Ani nie zrobię sobie zdjęcia. - naprawdę było mi przykro z tego powodu. Może życie też się zmieniło, ale nie miałam takich problemów.
- Przykro mi z tego powodu, ale te zmiany mają także dobre strony. - próbowałam ją pocieszyć.
- Na przykład? - spytała.
- Jesteś na tyle wyjątkowa, że możesz chodzić na słońcu. - dziewczyna była zamyślona. Zdaje się, że nawet nie słyszała co powiedziałam.
Drogę do domu, odbyłyśmy w ciszy. Było naprawdę dziwnie.
- Chcesz soku? - spytałam sięgając do lodówki. Katy nawet ma mnie nie spojrzała.
-Przepraszm. - dodałam. Zapomniałam o tym, że takie rzeczy przechodzą przez nią jak przez rurkę.
Wzięłam sok i usidłam obok niej.
- Może obejrzymy jakiś film? - zaproponowałam.
- Okay. - odpowiedziała obojętnie.
W sali ze sprzętem kinowym zajęłyśmy miejsce na pufach. Włączyłam pierwszą lepszą komedię. Nie skupiałam się na niej. Cały czas myślałam jak pomóc Katy. Jest moją przyjaciółką, nie mogę patrzeć na jej smutek.
- Możesz zostać na noc jak chcesz. - proponowałam po raz setny. Nie wiem czy to dobry powód, aby wracać tak późno samej do domu. W sumie nie mieszkała tam gdzie wcześniej. Mieszka w stowarzyszeniu ''świeżych" wampirów w Los Angeles. Budynek był świetnie ukryty. Z pamięci jej rodziców wymazano wspomnienia związane z nią. Oni nie mają pojęcia o wampirach. Rada tak zdecydowała.
- Nie. Lepiej wrócę.
- Poczekaj. Jock cię odwiezie.
Jock poszedł odwieźć Katy, a ja zostałam sama. Skierowałam się w stronę swojego pokoju. Otworzyłam szeroko drzwi. Stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam co było w środku. Panował straszny nie porządek. Łóżko było połamane, zasłony zerwane, okno wypite, biurko podrapane, a krzesła całe zniszczone.
- Boże. - odruchowo przyłożyłam rękę do ust. Weszłam po woli do środka. Rozejrzałam się. Dopiero teraz na również podrapanej i pobrudzonej ścianie dostrzegłam wielki napis. ,,Gdy z tobą skończę, będziesz wyglądać gorzej."
Usłyszałam czyjeś kroki. Chwyciłam różdżkę. Odwróciłam się. W moją stronę zbliżał się cień. W stu procentach była to sylwetka mężczyzny. Postać zbliżyła się, a ja nie patrząc kto to, wycelowałam w niego różdżką, a ten poleciał na ścianę.
- Ała. - krzyknął ojciec podnosząc się.
- Tato. Przepraszam. Wystraszyłam się.
- Coś się stało?
- Mój pokój. - tylko tyle zdążyłam z siebie wydusić. Ojciec wszedł do niego i się rozglądnął.