niedziela, 22 listopada 2015

Przyjaciel czy wróg?

Siedziałam zszokowana, tym co przed chwilą usłyszałam. Zawsze myślałam, że nie mam babci.
- Johanna, porozmawiajmy. - wystraszyłam się, gdy tato tak nagle wszedł do mojego pokoju.
- O czym? Znowu będziesz mnie okłamywał?
- Proszę, nie mów tak do mnie.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że mam babcię?
- Skąd o niej wiesz?
- Widziałam się z nią.
- Twoja babcia nie żyje.
- Może ta ze strony mamy, ale co z twoją matką. - zauważyłam, że po jego policzku spływa pojedyncza łza.
- Nie żyje. - odparł i wyszedł z pokoju.
Nie rozumiałam, jak mogła nie żyć, skoro ją widziałam? Nawet z nią rozmawiałam! Muszę ją jeszcze spotkać i wszystkiego się dowiedzieć.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam.
Z za drzwi wychylił się Jamie.
- Musimy poćwiczyć do twojego egzaminu.
- Teraz?
- Niestety.
Po skończonym treningu poszłam do kuchni napić się wody. Wracając do swojego pokoju, zatrzymałam się pod gabinetem taty. Usłyszałam jego rozmowę z Jamiem.
- Nie mogę jej niczego więcej nauczyć, jej zdolności wykraczają po za zdolności jakiegokolwiek czarodzieja - powiedział blondyn.
- Nie wiedziałem, że to nastąpi tak szybko. - odparł ojciec.
- Kiedyś musiało.
- Ale myślałem, że to będzie za jakieś dziesięć lat. - mówił zmartwiony. - Ma parę mocy, które nigdy nie pojawiały u jednego czarodzieja. Zazwyczaj jedna dodatkowa umiejętność występuje u jednego czarodzieja. Boję się, że nie długo je wszystkie odkryje i wtedy nie wiadomo co może się stac.
- Jest mądra, dobrze postąpi. - zapewnił Jamie.
- Co to tego to się nie martwię.
- Więc o co?
- O to, że 1nie jest jeszcze na to przygotowana i to ją może zniszczyć.
- Co masz na myśli?
- Nadmiar mocy może ją zacząć wykańczać od środka, a ona nie będzie mogła nad tym zapanować i może to spowodować ciężki uszczerbek na jej zdrowiu, a nawet śmierć. - ostatnie słowa wypowiedział prawie niesłyszalnie.
Chciałam podejść bliżej, aby jeszcze podsłuchać, ale nie zauważyłam piłki Jacka, którą tu zostawił i się wywróciłam. Musiał to usłyszeć Jamie, bo po chwili był przy mnie.
- Podsłuchiwałaś? - spytał, gdy pomagał mi wstać.
- Ja tylko przechodziłam. - wyjaśniłam. Jamie trzymał mnie za rękę, jakby nie wierzył, że bez jego pomocy upadnę. Popatrzyłam na jego rękę i wzrokiem powędrowałam ku jego oczom, wtedy nasze spojrzenia się spotkały, a ja chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie.
- Johanna. - powiedział tata. Szybko wróciłam na ziemię i wyrwałam się z uścisku chłopaka. Weszłam do gabinetu ojca.
- Co chciałeś? - spytałam z pogardą w głosie.
- I tak wiem, że podsłuchiwałaś. - przyznał. - ile wiesz? -spytał.
- Wszystko. - odparłam.
W zasadzie, nie wiem czy co czego się dowiedziała było wszystkim, ale wiedziałam, że po takiej odpowiedzi więcej sie dowiem.
- Czyli już wiesz, że to była twoja babcia, ale była duchem, którego tylko ty widziałaś i wiesz też, że jutro będzie u nas Rada.
Przyznam, że tego nie wiedziałam.
- Po co przyjadą?
- Chcą zobaczyć jak sobie radzisz, jakie moce już odkryłaś i takie tam.
- Aha. - odparłam.
- A co do twojej babci i dziennika.
- Znowu będziesz mówił, że mam z tym skończyć i ...
- Uważaj. - przerwał mi.
Byłam lekko zdziwiona jego zachowaniem.
- Coś jeszcze?
- Tak.
- To ja już idę.
Wstałam i wyszłam z gabinetu. Słyszałam jak ojciec westchnął, a potem przeklnął pod nosem, Weszłam do pokoju i zauważyłam straszny bałagan. Nie wiem nawet co, a raczej kto, mógł zrobić taki bajzel. Po środku pokoju stał Luke. Nawet nie zauważył, że weszłam do pokoju.
- Tak, znalazłem go. - mówił do telefonu. Szybko schowałam się za ścianą. - Nic nie podejrzewa. Będę nie długo. Będzie musiała nam pomóc. Nie martw się, dam sobie radę. Powiedz Leonowi, że to załatwię. Cześć.
Zabolało mnie to. Pracował dla Leona i to za moimi plecami.
- Jak mogłeś! - krzyknęłam i rzuciłam na niego zaklęcie, a ten wylądował na ścianie. Wstał powoli i wyciągając różdżkę i wypowiadając zaklęcie wycelował we mnie. Na szczęście zdążyłam zrobić unik. Podbiegłam do niego i wytrąciłam mu różdżkę, bez niej jest bezbronny.
- Zdziwiona? - zapytał sarkastycznie, gdy ja przygwoździłam go do ściany.
- Mów co wiesz! - krzyknęłam szarpiąc nim.
- Ani mi się śni.
Uderzyłam go jak najmocniej pięścią w twarz.
- Gadaj! - krzyknęłam.
- Leon bardzo chciał dziennik i wiedział, że nie długo go znajdziesz, a moim zadaniem było mu go dostarczyć.
- I dlatego udawałeś, że ze mną chodzisz, aby zdobyć dziennik?!
- A o cóż innego mogło mi chodzić.
- Oddaj mi go! - krzyknęłam na co on się zaśmiał.
- Słodka jesteś gdy się złościsz. - stwierdził. Zauważyłam, że macha głową do kogoś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Alexa. - On też próbował być blisko ciebie. - powiedział Luke. - No, ale cóż... nie jesteś taka łatwa, jak się wydajesz.
Z nerwów kopnęłam go w krocze, a te się skulił. Podbiegłam do Alexa i uderzyłam go, a raczej chciałam uderzyć, bo on zdążył złapać moją rękę i przytrzymać ją.
- Nie wiem Luke, jak ty dajesz bić się dziewczynie. - zaśmiał się, a ja kopnęłam go w piszczel. Syknął. Zdążyłam się uwolnić z jego uścisku. Zauważyłam dziennik leżący na stoliku nocnym. Podbiegłam do niego. Luke musiał to zauważyć, bo zabrał go pierwszy.
- Poćwicz jeszcze trochę, a może następnym razem ci się uda. - zażartował.
Poczułam ból przeszywający moje ciało.
Dalej pamiętam już tylko słowa Luka:
- Żegnaj skarbie.
A potem była ciemność...
- Johanna, wszystko w porządku? - spytał Jock.
- Co się stało?
- Sam chciałbym wiedzieć. - odparł przerażony.
- Gdzie są wszyscy? - zapytałam siadając.
- Johnny i James dostali pilne wezwanie od Rady, Lily i Jack u mamy, a Amber w pracy. - wytłumaczył. - Dobrze się czujesz?
- Trochę mnie głowa goli, ale to przejdzie. - machnęłam ręką. - Wiesz kiedy wrócą?
- Niestety ... - nawet nie dokończył bo z dołu usłyszeliśmy głosy. Należały one do taty oraz blondyna. Wstałam energicznie i pobiegłam na dół. Dotarłam tam tak szybko, że myślałam, że się teleportuje.
- Co się stało? - spytał zmartwiony tata. Dopiero wtedy zauważyłam w lustrze , że lewa strona twarzy, jest cała we krwi.
- To - wskazałam na moją twarz. - To nic wielkiego, ale muszę wam coś opowiedzieć.
- Pójdę po apteczke. - wtrącił Jamie. Przytaknęłam tylko głową.
- Będziemy czekać na ciebie w salonie. - odparł tata.
Po chwili siedzieliśmy w salonie. Jamie czyścił moje rany, a ja razem z resztą czekaliśmy, aż skończy.
- Gotowe. - kto by pomyślał, że skończył kurs pierwszej pomocy?
- Możesz mówić.
- No więc... - opowiedziałam im wszystko od początku.
- Byłaś dzielna. - powiedział tato i się do mnie przytulił. - Jestem z ciebie dumny. - pocałował mnie w czoło.
- Teraz już wiem czemu musiałem jechać do Świata Czarodzieji, a wy do Rady. - powiedział Jock.
- Tak myślałem, że to zmyłka, kiedy Rada nie wiedziała o co chodzi. - odparł Jamie.
- Co teraz zrobimy? - spytałam.
- Powiemy jutro Radzie. - odparł ojciec. - A teraz idź spać.
- Mój pokój jest zmasakrowany.
- To prześpij się w gościnnym, albo u Lily lub Jacka.
- Dobrze. Dobranoc. - wstałam i poszłam do gościnnego pokoju.
- Naprawdę chcesz to tak zostawić? - spytała babcia.
- A co mam zrobić?
- Rada nic nie zrobi. Zostawi tą sprawę w spokoju, bo tak naprawdę nie wiedzą, co się może stać.
- Dziennik i tak się dla nich nie otworzy.
- Prędzej czy później znajdą na to sposób.
- Mamy jeszcze na to czas.
- Racja. Lepiej się teraz połóż spać. Musisz dużo wypoczywać, bo nie długo czeka cię coś, do czego zostałaś stworzona.


niedziela, 1 listopada 2015

Ja ich uratuje

Nie mogłam uwierzyć w to co zrobił mój ojciec. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewała.
- Nienawidzę cię!- krzyknęłam. - Dzięki temu dziennikowi mogłam uratować wielu ludzi!
- Robię to dla twojego dobra!
- Od kiedy obchodzi cię moje dobro?
Poczułam jak łzy napływają mi do policzka, a w gardle dało się wyczuć pieczenie.
- Od zawsze!- wykrzyknął tato.
- Tak?- spytałam ironicznie. - To czemu dzieci w przedszkolu się ze mnie śmiały, że nie mam ojca? Dlaczego gdy w szkole organizowano Dzień Ojca, to ja nigdy nie przychodziłam? Po kłótni z mamą nawet nie miałam nikogo kto by stanął po mojej stronie. Gdy szłam na pierwsza randkę nie miał kto wypytać mojego chłopaka.  - zrobiłam przerwę  -Nie było cie przy mnie w żadnej ważnej dla mnie chwili, - znów zrobiłam przerwę, wzięłam głęboki oddech, a do moich oczu znów napłynęła fala łez. - Gdyby mama nie zginęła, w ogóle bym cię nie poznała. - mówiłam dość spokojnie, a gdy skończyłam zaczęłam dyszeć.
- To nie tak. - zaczął.
- A właśnie, że tak!
Odwróciłam się. Ubrałam kurtkę i buty i wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.
               Nie miałam pojęcia, gdzie teraz iść. Wyjęłam słuchawki z kieszeni i podłączyłam do iPoda, a po chwili do moich uszu dotarła piosenka z mojej ulubionej playlisty.
                Szłam przed siebie, a przyjemny,  wrześniowy wiatr podmuchiwał prosto w moją twarz,  jednocześnie targając lekko moje rozpuszczone włosy.  Miałam zamiar udać się do biblioteki, aby poczytać. Uwielbiałam to robić. Zawsze mnie to uspokajało. 
                    Wchodząc do biblioteki dostrzegłam grupę tak zwanych "popularsów" z mojej szkoły. Już od pierwszego dnia dało się zauważyć, że " szkoła należy do nich".  Siedzieli w kącie, na kanapach, całą swoją grupą ( liczyła aż 5 osób!). Nie patrzyłam nawet w ich stronę. Nie obchodziło mnie co sobie o mnie myślą.
- Ej! - krzyknęła Kim. - To ta nowa! - wskazała na mnie palcem.
Kim była taką jakby przewodniczącą w ich grupie. Uważana była za najmądrzejszą i najpiękniejszą. Mówiąc prościej - chodzące cudo.
Szłam dalej ignorując ich.
- Koleżanko, chodź do nas! - krzyknął Lucas.
- Nie gryziemy! - krzyknęła jakaś dziewczyna z grupki.
Nie zdążyłam jej jeszcze poznać. Ale za to Lucas...  jest straaaasznie przystojny i wysportowany. Z tego co słyszałam jest kapitanem drużyny koszykowej w szkole. Jest też chłopakiem Kim. Ponoć co chwile zrywają i schodzą.
       Dotarłam do półki z książkami fantasy. Wzięłam pierwszą lepszą. Po przeczytaniu streszczenia z tyłu książki, postanowiłam ją przeczytać.
        Usiadłam na jednym z foteli, które znajdowały się na samym końcu biblioteki. Było to miejsce ciche i spokojne w porównaniu z resztą biblioteki, ponieważ było na poboczu, z dala od ludzi.
           Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i pogrążyłam w lekturze. Czytałam aż do momenty, gdy poczułam na ramieniu ciepło.
- Chodź do nas.
Odwróciłam się. Za mną stała Kim ze swoją ekipą.
- Myślałam, że się przestraszysz. - odparła z lekkim wyrzutem.
- Bo tak było. - popatrzyła na mnie ze wzrokiem pełnym nie zrozumienia. - Twoja ilość makijażu, może nieźle przestraszyć.
Kim rozdziawiła usta, a jej Elita zaczęła się śmiać. Popatrzyła na nich morderczym wzrokiem i nagle wszyscy umilkli.
- To nie było ... - przerwała i obejrzała mnie z dołu do góry i z powrotem. -  .. zbyt miłe. - dokończyła.
- Trudno. Życie nie zawsze jest miłe. - odpowiedziałam.
- No cóż... - zaczęła - Słuchaj, mogę ci przebaczyć ten komentarz, ponieważ chciała bym, abyś dołączyła do naszej grupy.
Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem, pozostali również.
- No co? - spytała ironicznie. - Jesteś ładna, mądra, zgrabna. - zaczęła wymieniać. - Nadasz się.
- Nie, dzięki.
- Czemu nie? Będziesz mogła być taka jak my. Mnóstwo osób o tym marzy. Tylko musisz się dostosować.
- Jeśli nie jesteś sobą, to życie nie będzie miało sensu.
- To jakiś cytat?
- Mama mnie tego nauczyła.
Kim i jej Elita zaczęli się głośno śmiać.
- Cytujesz mamę?- spytał Lucas przez śmiech.
- Ona nie żyje. - odpowiedziałam spokojnie. -I cieszę się, że zdążyła mnie nauczyć tylu rzeczy. Inaczej byłabym taka jak wy.
W tym momencie przestali się śmiać, a ich wyraz twarzy stał się nagle poważny. Patrzyli jeszcze przez chwilę na mnie i odeszli, a ja w spokoju dokończyłam książkę.
          Gdy skończyłam, byłam znów spokojna. Postanowiłam wrócić do domu.
        Po chwili wróciłam do domu. Było dziwnie cicho. Zdjęłam kurtkę i odwiesiłam na wieszak.
- Ojciec chce z tobą rozmawiać. - powiedział Jock.  Nie reagowałam. Poszłam na górę, a on zaraz za mną. - Johanna, mówię do ciebie.
W tym momencie się zatrzymałam i odwróciłam w jego stronę.
- Wiem. Słyszę. - odparłam. - Ale nie chcę z nim rozmawiać -  dodałam.
- To co mu mam powiedzieć?
- Żeby się walił.
Jock patrzył na mnie i był w wielkim szoku. Poszłam do swojego pokoju i specjalnie trzasnęłam drzwiami wchodząc.
Rozejrzałam się i coś mi nie pasowało. Nie które rzeczy nie były na swoim miejscu, co ostatnio coraz częściej się zdarzało.
- W końcu jesteś! - powiedział Luke, wchodząc do mojego pokoju.  - Coś się stało? - spytał.
Podszedł i pocałował mnie lekko w szyję , co sprawiło, że zapomniałam o wszystkim. Wiedziałam, że przy nim mogę być bezpieczna.
- Nie. Nic.
- Na pewno?
- Tak. Muszę trochę odpocząć.
- To ja ci nie będę przeszkadzać. Wrócę później.
I wyszedł.
Usiadłam na łóżku i poczułam, że jest dziwnie twarde. Zdjęłam kołdrę oraz prześcieradło, ale tam nic nie było. Postanowiłam zrzucić materac. Chwilę mi to zajęło, ale się udało. Dodam, że pomogła mi przy tym magia. Materac powędrował pod same drzwi, tak więc trudno będzie wejść.
Na deskach leżał dziennik. Ten sam dziennik, który tato ostatnio spalił.  Spojrzałam na niego. Dopiero teraz zauważyłam napis :
,,Jeśli chcemy się czegoś pozbyć, to wraca to do nas ze zdwojoną siłą. "
Znów dotknęłam dziennika, oczekując odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.
- Babciu! Babciu! - krzyczał mały chłopiec i ciągnął Bettany za spódnicę. Łudząco przypominał Davida.
- Tak, skarbie? - odpowiedziała spokojnie.
- Kiedy wróci mamusia. - twarz Bettany zrobiła się ponura. Pewnie znała prawdę, której nie mogła mu powiedzieć.
- Wkrótce David. Wkrótce. - odparła i zaczęła go głaskać po główce.
 Po chwili znów byłam w swoim pokoju. Nadal nic z tego nie rozumiałam.
- W końcu się ocknęłaś.  - powiedziała Bettany.
Wystraszyłam się. Stała ona przy oknie.
- Co ty tu robisz? - spytałam.
- Przyszłam, bo muszę ci coś wyjaśnić.
- W takim razie, słucham. - powiedziałam i usiadłam na fotelu.
- Zacznę od początku. - westchnęła. - Jospen Depp jest twoją przodkinią. Zakochała się ona w Aidanie, który był wilkołakiem, a za jej czasów nie można było być z kimś z innej razy. Nie można było nawet z nimi rozmawiać. Jospen wymyśliła eliksir, który chwilowo zmieniał go z wilkołaka w czarodzieja, aby nikt się domyślił. To nie wystarczało. Pracowała nad eliksirem, który miał go na stałe zmienić w czarodzieja. Niestety. - zrobiła krótką przerwę. - Jej badania się nie udały i stworzyła eliksir, który czyni czarodzieja najpotężniejszym. Na inne rasy nie działa.
- A co z Aidanem?
- Dało go mu. Wtedy nie wiedziała o tym. Na skutek tego nie długo po tym zmarł. Był to taki skutek uboczny.
- I co zrobiła?
- Parę dni po jego śmierci, dowiedziała się, że jest w ciąży.  Zmarła zaraz po porodzie.
- Ale co to ma wszystko wspólnego ze mną?
- Miała dar przewidywania przyszłości, parę set lat do przodu. - znów nabrała oddechu. - Eliksir sprawia, że możesz czarować i musisz mówić zaklęć i praktycznie to możesz zrobić wszystko, gdy tylko o tym pomyślisz.
- Ale czy to nie jest normalne?
- Nie. Tylko ty tak potrafisz, ponieważ Leonowi udało się odtworzyć eliksir i podawał go twojej matce, gdy ta była w ciąży. Jospen wiedziała, że tak będzie i wiedziała, że dasz radę go odtworzyć
- Po co mam to robić?
- Musisz zebrać swoją armię i podać im ten eliksir. Przyda się do wali.
- Do walki z kim?
- Tego teraz ci nie powiem. Muszę już iść.
- Czekaj. Czemu mi pomagasz?
- Bo jestem twoją babcią.




środa, 30 września 2015

Koniec tego dobrego

Nie chciałam jeszcze wracać z wakacji, ale jak trzeba, to trzeba. Pociesza mnie fakt, że widok z samolotu jest piękny.  Nadal mam dziennik, choć tato kazał mi go zniszczyć. Dręczy mnie myśl czemu to ja go miałam znaleźć i co mam z nim zrobić.
- Coś się stało?  - spytał Luke siadając obok mnie. Choć coś mnie kusiło, żeby powiedzieć mu prawdę,  nie mogę tego zrobić. 
- Martwię się, że niedługo pierwszy dzień szkoły.  - okłamałam go. Nigdy nie bałam się nowych kontaktów.
- Nie martw się.  Będzie dobrze.  - objął mnie i pocałował lekko w czoło. - twój ojciec mówił,  że znalazłaś jakiś dziennik. To prawda? 
- Nie. - odpowiedziałam bez zastanowienia.  Chłopak przyglądał mi się uważnie.
- Kłamiesz? 
- Nie.
- Wiem, że kłamiesz i doskonale wiesz jak bardzo brzydzę się kłamstwa.  - powiedział i odszedł na tył samolotu.
          Po powrocie znów wzięłam dziennik. Na razie nie mam ochoty go czytać.  Dalej jestem oczarowana jego okładką. Tak pięknej nigdy nie widziałam. 
- Johanna, jesteś zajęta? - tato wpadł do pokoju.  Szybko schowałam dziennik pod tyłek.  Uśmiechnełam się do taty.
- Co tam masz? - zapytał. 
- To od chłopaka.  - rzuciłam na poczekaniu. 
- Nie wnikam. - odparł rzucając ręce do góry w geście poddania się. 
- Co chciałeś?  - przerwałam krępującą ciszę. 
- Chciałem z tobą rozmawiać.
- Okay. - kręciłam się nerwowo na siedzeniu.
- I chciałem cię przeprosić, że się w tedy tak wkurzyłem.
- Mhm. - ojciec przeszywał mnie wzrokiem. - Zaraz do ciebie przyjdę.  - po tych słowach tato w końcu wyszedł z mojego pokoju.
        - Co jest?  - spytałam wchodząc do gabinetu ojca.
- Siadaj. - powiedział wskazując na krzesło. Brzmiało poważnie więc od razu usiadłam. Oparł podbródek na dłoniach. Wpatrywał się w moje oczy.
- Powiesz w końcu o co chodzi? - lekko się zirytowałam tą ciszą.
- Tak. Mam dwie sprawy . - zaczął.  - Pierwsza to taka, że dostałem list ze świata czarodzieji.
- I? - tato umiał trzymać wszystkich w napięciu.
- Musisz zaliczyć egzaminy z magii.  Każdy szesnastolatek musi to przejść. Jamie na pewno ci pomoże się przygotować.
- Yhym. - odparłam. - A ta druga sprawa.
- Wiem, że nie pozbyłaś się tego dziennika. - poruszyłam się nerwowo na krześle.  Oczywiście, że do nieczego się nie przyznam. - Zniszcz go. On nie doprowadzi do niczego dobrego. Im więcej to zaglądasz, tym bardziej porywa twoją duszę do tamtego świata.
- Umiem to kontrolować. 
- Tylko jedena czarodziejka umiała to kontrolować, ale dawno nie żyje.  Nie miała też potomstwa, które mogłoby odziedziczyć ten dar.
- Nie martw się panuję nad tym. - odparłam. - Mogę już iść?
-Mówię poważnie.
- Ja też. - po czym szybko wyszłam do swojego pokoju.
         Gdy budzik zadzwonił od razu wstałam. Musiałam przygotować się na swój pierwszy dzień szkoły.  Ubrałam się,  uczesałam i zeszłam na dół.  W domu było podejrzanie cicho. Zrobiłam sobie śniadanie i ruszyłam na przystanek.
            Czekając na autobus, zauważyłam że nie było nikogo oprócz starszej pani, która siedziała na tej samej ławce co ja. Nie odzywałam się,  pani również.  Gdy w końcu nadjechał autobus, którym miałam się udać do szkoły, wstałam z ławki.  Spojrzałam na staruszke. Jej już nie było.  Zdezorientowana zaczęłam się za nią rozglądać.  Nigdzie jej  nie widziałam, a przecież kulejąca staruszka  tak szybko by nie poszła poza zasięg wzroku.
-.Wchodzisz, czy czekasz?  - spytał dość nie miło kierowca.
- Tak. Już.  - wsiadłam szybko do środka i zajęłam pierwsze wolne miejsce.
           W Polsce poszłabym do pierwszej klasy liceum. Tu w wieku 16 lat idę do drugiej klasy liceum.  Poszłam do sali 232. Ta szkoła wydaje się wielka. Drzwi do klasy były otwarte. W środku była jakaś grupka chłopaków i parę dziewczyn.  W klasie było głośno.  Gdy weszłam do sali nagle zapadła cisza. Po chwili, chłopaki jak zwykle musieli to jakoś skomentować.
- Ej lala, chyba klasy pomyliłaś! 
- Ładne nóżki!
- Mamy nową laskę w klasie!
Tak brzmiały tylko nie które teksty. Zignorowałam je. Usiadłam w pustej ławce.  Dziewczyny cały czas przeszywały mnie wzrokiem. Po paru minutach przyszła nauczycielka i zaczęła mówić o sprawach organizacyjnych. Panowała cisza. Najwyraźniej mieli do niej szacunek.
- O jeszcze jedno. Mamy nowa uczennice.  - zaklnęłam w myśli. Nie lubiałam zwracać na siebie uwagi. - Wstań i przedstaw się nam. - wskazała na mnie. Wstałam nie chętnie. 
- Mam na imię Johanna.  Od początku wakacji mieszkam u ojca. Wcześniej mieszkałam w Polsce.  - na nazwę mojego kraju, uczniowie zrobili dziwne miny. - To nie duże państwo w w Europie. - wytłumaczyłam.
- Dobrze.  - odparła pani.
W tym momencie zadzwonił dzwonek. Radosna udałam się na przerwę.
- I jak tam w szkole?  - spytały jakieś dziewczyny z mojej klasy. Mówili wolno i wyraźnie.
- Okay. - odpowiedziałam podejrzliwie. - Czemu tak dziwnie mówicie? 
- Bo jesteś z tej...  no... Polski, na pewno nie umiesz mówić po angielsku.  - zaczęły się śmiać i poszły. To również zignorowałam.
         Reszta dnia minęła spokojnie. Po powrocie do domu nadal było dziwnie pusto.
- Jest ktoś ?  - spytałam wchodząc do domu.
- Cześć młoda.  - powiedział Jock na przywitanie. - Jak tam pierwszy dzień w szkole? 
- Żyje, czyli nawet dobrze.  Było strasznie dużo organizacji.
- To nawet fajnie. - odparł.  - Jesteś głodna?
- Nie. Jadłam lunch w szkole. - powiedziałam w pośpiechu.  - Jakby ktoś pytał to jestem w swoim pokoju.
- Dobra.
              Zamknęłam się w pokoju. Rzuciłam plecach i kurtkę na środek pokoju i zaczęłam szukać dziennika. Usiadłam wygodnie w fotelu. Wzięłam do ręki dziennik.  Otworzyłam na jednej z pierwszych stron. Przyłożyłam rękę na stronę.
           Otworzyłam oczy. Oślepiło mnie światło.  Nie wiem skąd dochodziło, ale było strasznie jasne.  Wstałam powoli. Wokół mnie była sama zieleń. Pięknie kwitnące drzewa,  wspaniałe krzewy i cudownie pachnące kwiaty.
- Chodź ze mną.  - powiedziała staruszka.  Rozpoznałam ją od razu. To była ta sama staruszka, która siedziała ze mną na przystanku. Podała mi rękę.
- Kim jesteś? - spytałam odsuwając się od kobiety.
- Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi.  - jej słowa były dla mnie nie zrozumiałe.
- Lepiej chodź.
- Nie znam cię.
- Ale ja znam ciebie. - po tych słowach poszłam za nią.  Sama nie wiem dlaczego. Chyba po prostu stwierdziłam, że w tak pięknym miejscu nic mi się nie może wstać. 
Mijaliśmy ludzi. Spacerowali. Szli lekko. Niczym z powiewem wiatru.  Byli piękni.  Wyglądali na bardzo szczęśliwych.  Wszędzie było kolorowo. Bardzo mi się tu podobało.
- Ludzie żyją tu beztrosko i szczęśliwie.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy?  - spytałam.
- W świecie, między naszym światem a dziennikiem. 
- Czemu ludzie w naszym świecie nie są tak szczęśliwi jak tu?
- Bo  ludźmi rządzi pycha i chciwość.  
Dalej szłyśmy w milczeniu. Po pewnym czasie zauważyłam windę.  Dziwnie wyglądała winda po środku parku.  Bez wahania weszłam do środka. Po zamknięciu drzwi widna ruszyła z impetem do góry, musiałam oprzeć się o ścianę, aby się nie wywrócić .
           - Jesteśmy na drugim piętrze.  - oznajmiła staruszka. Nic nie powiedziałam tylko przytaknęłam. Na drugim piętrze było dużo drzew, ale były one inne. Zamiast liści miały kwiaty. Były one w różnych jasnych  kolorach.
- Lepiej się odwróć.  - napomniała mnie staruszka. Dopiero teraz zauważyłam, że nie wygląda tak staro. Owszem, miała zmarszczki, ale ty wraz wydawały się mniej widoczne. Odwróciłam się powoli. Zauważyłam wielkie schody. Na szczycie znajdował się tron, na którym siedziała królowa. Była piękna,  nie tak piękna jak ludzie z pierwszego poziomu. Była jeszcze piękniejsza. Poddani klęczeli na schodach.  Byli ubrani w drogie ciuchy. Przeszliśmy się alejką wśród drzew.  Po drodze mijaliśmy domy ludzi,  mieszkających tu. Zdawały się być bardzo luksusowe.
- Czemu tu jesteśmy? 
- Przez to przechodzisz za  każdym razem,  gdy przenosisz się w świat dziennika. Najczęściej przechodzi się szybkciej, ale chcę ci pokazać co się stanie gdy nie będziesz uważać. 
- A co się stanie?  - spytałam.
- Zostaniesz tu, a powrotu nie będzie. 
- Tu jest fajnie.
- Do czasu.
- Dlaczego ja? - spytałam.
- Bo dziennik cię wybrał. 
- Wybrał do czego?
- Wszystko chciała byś wiedzieć.  Dowiesz się w wszystkiego swoim czasie. 
Dalej szłyśmy w milczeniu, aż do momentu gdy przed nami ujżeliśmy górę.
- Musimy tam wejść.
- Uwielbiam chodzić po górach.
          Szliśmy ścieżką górską, im bliżej byliśmy szczytu tym więcej było namiotów.  Przypominały te wojskowe. Nie interesowały mnie zbytnio, dopóki z jednego z nich nie wyszła wysoka postać w kapturze. Nie było widać twarzy,  tylko czerń pod kapturem. Patrzył w moją stronę z uwagą. 
- Kto to? - szepnęłam.
- Nazywamy ich kapturzakami. Chcą zdobyć trzeci poziom. - przytaknęłam tylko głową.
Na szczycie znajdowała się wielka brama, której pilnował gwardzista.
Weszliśmy do środka. Naszym oczą ukazał się wielki zamek. Był piękny,  niczym z bajki. Królowa zasiadała na ławce przed zamkiem. Była jeszcze piękniejsza od poprzedniej królowej. Nie mogłam znaleźć niczego do czego można by porównać jej urodę. 
- Kim ty właściwie jesteś?  - spytałam po raz kolejny.
- Jedyną osobą,  która umie kontrolować dziennik.
- Ale. - nie mogłam się wysłowić. - Ty ponoć nie żyjesz. 
- Padłam niesłusznym oskarżeniom.  Musiałam zniknąć, więc pomogli mi upozorować śmierć.  - wytłumaczyła.  -  jeśli zrobisz, to do czego cię wybrano,  pomożesz mi pozbyć się zarzutów.
- A jak masz na imię? 
- Bettany - myślałam chwilę nad nowymi informacjami.
- To ile ty właściwie masz lat?
- 302 . - wytrzeszczyłam oczy. Czy to w ogóle było możliwe?
- Johanna! - krzyknął Jack.
- Co? - ocknęłam się, a dziennik spadł mi na podłogę.
- Co to?- wskazał ręką na dziennik.
- Nie ważne. Co chciałeś?
- Aa.  Ojciec cię woła.  Jest na ciebie wkurzony. Jęknęłam i wstałam.
         - O. Tato. - minęłam go na schodach. -  Co chciałeś? - nic nie powiedział.  Poszedł do mojego pokoju. - Co ty robisz?
- Dawno powinienem to zrobić.  - wziął dziennik i skierował się z nim do salonu. W żaden sposób nie udało mi się go zatrzymać. Wrzucił go prosto do ognia, który palił się w kominku. Widziałam już,  że nie pomogę Bettany, ani sobie, ani nikomu.

środa, 15 lipca 2015

Dziennik

Wbiegłam do apartamentu jak głupia. Lily siedziała na kanapie. Jak zwykle z Jamiem. Wbiegłam do swojego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu, na łóżku siedział Luke.

- Co tu robisz? - odparłam z lekkim zdenerwowaniem.
- Przyjechałem do ciebie. Miałem nadzieję, że się ucieszysz. - uśmiechnął się. Jasne, że bym się cieszyła, gdyby nie to, że mam schowany w spodniach dziennik i nie mam go jak wyciągnąć. Swoją drogą, zdziwiło mnie, że David niczego nie zauważył.
- Oczywiście. Cieszę się. - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. - Ale... - próbowałam coś wymyślić. - muszę iść do łazienki.  - poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i  usiadłam na podłodze. Wyciągnęłam dziennik i  przyjrzałam mu się. Dopiero teraz zobaczyłam, że na okładce jest namalowana róża. Lśniła, jak zaczarowana. Przesunęłam po niej dłonią.  Wszystko zaczęło wirować,  a przy tym się rozmazywać.
              Byłam w tym samym korytarzu, w którym odkryłam pokój. Usłyszałam głosy, które były coraz bliżej. Z za rogu wyszła dziewczyna, na oko w moim wieku. Wokół niej latało małe  stworzenie. Wyglądała jak fioletowa małpa ze skrzydłami. Tylko głowę miała jakąś inną. Zamiast normalnych ust miała, jakby trąbkę. Słyszałam kiedyś o nich. Nazywały się Krzyczaki. Bo jak się wkurzyły, to krzyczały tak, że pękały ci bębenki lub w gorszych wypadkach, wybuchała głowa. Trudno je oswoić. Patrzyli w moją stronę, ale mnie nie widzieli. 
- Muszę to bezpiecznie ukryć. - dziewczyna niosła w ręce dziennik. Ten sam dziennik, który znalazłam. Musiała to być Jospen Depp. Właścicielka Dziennika.
- I dopilnować by to znalazła, Lady Jospen. - dodał Krzyczak. Jego głos brzmiał, jakby ćwierkał. Po sposobie w jaki się do niej zwracał, stwierdziłam, że chyba jest jej służącym. Albo jakimś poddanym.
- Z tego co wiem, ma to znaleźć za pięćset lat. Taki był rozkaz Pana.
- Skoro Pan tak mówi, tak musi być, Lady Jospen.  - minęli mnie.
- Myślisz, że jej się uda? - spytała. Machnęła różdżką i otworzyła ukryty pokój.
- Ale co?  - spytał. Zniknęli za ścianą,  a ostatnie co usłyszałam to odpowiedź Jospen. Wykonać misje.
              Znów wszystko zaczęło wirować i się rozmywać. Znów byłam w hotelowej łazience z dziennikiem w ręce. Co to miała być za podróż w czasie? Jaki Pan? O jaką misje chodziło? Co to wszystko ma znaczyć? Czy to chodzi o mnie? W mojej głowie rodziło się mnóstwo pytań, ale odpowiedzi żadnej. Wiedziałam jedno. Muszę przeczytać Dziennik. Z rozmyślania, wyrwało mnie pukanie do drzwi. Szybko schowałam Dziennik za szafkę.
- Wszystko dobrze? - spytał Luke. Chyba był przejęty. Wstałam i otworzyłam drzwi.
- Już nie można iść do łazienki? - spytałam ironicznie i wyminęłam go w drzwiach. 
- Siedziałaś tam trochę długo i mówiłaś do siebie. Po prostu się martwiłem.
- Okay. - olałam go. - To co dzisiaj robimy?
- Jeszcze nie wiem. - zastanowił się chwilę. - Może spacer po mieście? Nocą jest tu pięknie. - wzruszyłam ramionami.
- Może być. - odparłam. - Ale najpierw chodź do kuchni. Muszę coś przekąsić.  - wyszłam z pokoju i przeszłam przez salon. Nie ukrywam. Widok Lily i Jamiego razem sprawiało, że w żołądku mi się przewracało. Otworzyłam lodówkę i z przejęciem przeszukiwałam półki.
- Johanna! Musimy porozmawiać! - krzyknął David wchodząc do pokoju, a raczej wbiegając.
- Chwila. - zatrzymał go Luke. - Kim ty właściwie jesteś? - spytał.
- A ciebie to nie powinno obchodzić. - odparł i popatrzył na mnie. - Johanna. Chodź na chwile.
- Moja dziewczyna nigdzie nie będzie z tobą iść. - Teraz David patrzył się na Luke'a.
- Ojć. Coś ty taki zazdrosny? - spytał sarkastycznie. - Nie czepiam się cudzych dziewczyn. - uniósł ręce. - Johanna? - popatrzył w moje oczy. - Możesz na chwile? - potrzęsłam głową, ponieważ usta miałam napchane pizzą.  - Pozwolisz, że cię obejmę, aby inni nas nie słyszeli. - powiedział mi do ucha.
- No dobrze. - odparłam. W tej chwili mnie objął, a sekundę później leżał na podłodze. Przygwożdżony przez zazdrosnego Luke'a, który okładał go pięściami. Naturalnie, oddała mu. I tak zaczęli bójkę.  Lily pisnęła, a Jamie próbował ich rozdzielić. Przez co sam dostał po twarzy.
- Ale z was idioci! - wrzasnęłam i wyszłam z pokoju. Może nie było to najmądrzejsze, ale nie wytrzymam ich obecności ani minuty dłużej. Wściekła poszłam do apartamentu taty. Nie obchodziło mnie, że może być zajęty, albo może go nie być.
               Zatrzymałam się przy drzwiach z numerem 424. Zapukałam. Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich Jock.
- Co się stało? - spytał widząc moje zdenerwowanie na twarzy. Minęłam go i weszłam do środka.
- Gdzie jest tato?- spytałam. Z pokoju wyszedł ojciec w piżamie i kapciach.
- Co tak krzyczycie? Ludzie chcą spać. - powiedział zaspany. Spojrzał na mnie i od razu się otrząsnął. - Cześć, córciu.
- Muszę z tobą porozmawiać. - tato był zdziwiony. Wymienił z Jockiem zaniepokojone spojrzenie.
- Jasne. - odpowiedział. - Jock idź do siebie. - ochroniarz wyszedł bez słowa. Usiadłam na kanapie, a ojciec obok.  - Co się stało? - spytał, a w jego głosie było pełno czułości.
Opowiedziałam mu wszystko, co mi się ostatnio wydarzyło.
- Dziennik? - był równie zdziwiony co ja.
- Tak. Dziennik. Należał do czarodziejki. Jospen Depp.
- Jospen Depp? - zaniepokoił się.
- Tak.
- Spal ten Dziennik. Nie czytaj go.
- Ale tato... - zaczęłam ale mi przerwał.
- I jeszcze jedno. Pakuj się. Wyjeżdżamy jutro rano.
- Ale.
-Idź już i powiedz innym. - po tych słowach poszedł do pokoju.
                  Wchodząc do apartamentu, który zamieszkiwałam, zdziwiłam się. Nikogo w nim nie było. Pewnie wszyscy w swoich pokojach. Bez wahania weszłam do swojego. Na łóżku spał Luke. Nie chciałam z nim rozmawiać, więc wzięłam się za pakowanie. Pół godziny później wszystko miałam gotowe. Wzięłam prysznic i przygotowałam się do snu. Nie chciałam spać z Lukiem, dlatego będę dzisiaj spać na kanapie. Weszłam do salonu i spotkałam tam Lily.
- Wyjeżdżamy jutro rano. - powiedziałam.
- Okay. - odparła i wyszła. Pościeliłam sobie kanapę i położyłam się wygodnie na niej. Wyjęłam Dziennik i otworzyłam na pierwszej zapisanej stronie. Znów przesunęłam dłonią po kartce i przeniosłam się w świat Jospen Depp.
                     Znajdowałam się w ogrodzie. Był piękny. Nie było widać jego końca. Widać, że ktoś się nim  zajmował. I to porządnie. Z za rozłożystego i wysokiego krzewu, który w całości pokryty był różowymi kwiatami, usłyszałam chichoty. Podeszłam bliżej by dowiedzieć się kto tak chichocze. Za krzakiem ukrywała się Jospen, która siedziała oparta o klatę jakiegoś chłopaka. Umilkli. Chłopak pochylił się do niej, a ona odwróciła głowę. Patrzyli sobie w oczy.
- Wiesz, że nie powinniśmy tego robić, Jospen. - powiedział chłopak.
- Ale ja cię kocham, Aidanie. - powiedziała dziewczyna. Aidan. Miał na imię Aidan.
- Ja ciebie też. I to mocno, ale wilkołak i czarodziejka nie powinni być razem. - odparł ze smutkiem.
- Teraz nie. Ale poczekamy, aż będzie to możliwe.
- A jeśli nigdy nie będzie to możliwe? - zapytał z niepokojem.
- Zrobię wszystko, by to było możliwe. - oparła z uśmiechem na twarzy. Cały czas patrzyli sobie w oczy. Wyglądali na mocno zakochanych. - Ale musisz obiecać, że na mnie zaczekasz.  Że nie pokochasz żadnej innej. Że w twoim sercu będzie miejsce tylko dla mnie.
- Obiecuję. - odpowiedział. - Ale ty też mi to musisz obiecać.
- Obiecuję. - uśmiechnęła się. Aidan pochylił się jeszcze bardziej i złączył ich usta w pocałunku. 
Wszystko zaczęło się rozmazywać, a ja wróciłam do apartamentu w Londynie.  
                 Rozmyślałam jeszcze przez chwilę, jaka ich miłość jest piękna. Ciekawe czy udało im się być razem? Ciekawe jak zakończyła się ich historia. Pogrążona w myślach, zasnęłam.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Zamek

Leżałam na kanapie. Z tego co zdążyłam się zorientować, byłam w pokoju hotelowym.
- O. Obudziłaś się. - powiedziała Lily, zaspanym głosem.
- Jak się tu znalazłam?
- Wczoraj przyniósł cię jakiś chłopak. Chyba miał na imię David. Nie pamiętam. Późno było.
- A co się stało?
- Twierdził, że straciłaś przytomność, ale jak dla mnie po prostu byłaś nie trzeźwa. - przypomniałam sobie, co ostatnio się działo. Koncert, a później się z kimś zderzyłam.
- Muszę go znaleźć. - wstałam energicznie i poszłam w stronę drzwi.
- Teraz powinnam cie zatrzymać i powiedzieć, że musisz odpoczywać, ale mi się nie chce. - olałam jej słowa i wyszłam z pokoju.
          Idąc korytarzem, napotkałam ludzi, którzy mi się przyglądali. Dyskretnie spojrzałam na swoje odbicie w jednym z luster, wiszących na ścianie. Strój był nawet w porządku lecz moje włosy były strasznie potargane.
- Jak się czujesz?
Odwróciłam się by spojrzeć na osobę, która zadała pytanie.
- David? - spytałam.
- Jednak mnie poznajesz. - stwierdził zaskoczony.
- Co się wczoraj stało? - spytałam, krzyżując ręce na piersiach.
- Chodź. Wytłumaczę ci to w pokoju. - powiedział i ruszył w stronę swojego pokoju. - Na co czekasz. Chodź. -nie mówiąc nic więcej,  poszłam za nim.
           Jego apartament  był większy niż mój. Był podobny do mojego. Górowały tu dwa kolory. Szary i granatowy. Oczywiście jak na chłopaka przystało, panował tu nie porządek.
-Siadaj.- byłam lekko nie pewna tej nowej znajomości. David spojrzał na mnie.
- Więc - zaczęłam.
- Więc - w powtórzył.
- Nie żartuj sobie. Co się wczoraj stało? - spytałam. Zaczęłam się denerwować.
- Nic. - wzruszył ramionami.  Posłałam mu mordercze spojrzenie. - No dobra. - uniósł ręce w geście poddania się. - wracałem z koncertu do pokoju. Nagle ty na mnie wpadłaś. Odbiłaś się  uderzyłaś głową w ścianę.Wylądowałaś na podłodze. Straciłaś przytomność, ale wszystko było w porządku.
- To tyle? - myślałam, że stało się coś poważnego, a to zwykły wypadek.
- Na co liczyłaś?  - spytał zszokowany.
- Na nic.
Siedzieliśmy w ciszy. Musiałam o tym wszystkim pomyśleć.
- Wiem jak ci to wynagrodzić. - uśmiechnął się, tym uśmiechem przez, który dziewczyną miekkną nogi. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Pojedziemy  na wycieczkę.
- Gdzie?
- To będzie niespodzianka.
                                                                                   ~*~
                 - Gdzie my właściwie jesteśmy? - spytałam lekko oburzona. Co ja sobie myślałam, wsiadając do auta z wczoraj poznanym chłopakiem.
- Prawie na miejscu. - odparł radośnie.
- To znaczy?
- Nie daleko Londynu jest zamek. Chciałem cię tam zabrać na wycieczkę. - wytłumaczył. Zrobiło mi się głupio. On próbował być miły, a ja oskarżałam go o najgorsze.
                Dalej jechaliśmy w ciszy. Parę minut później moim oczom ukazała się wielka kamienna budowla, położona na wzgórzu. W centrum zamku znajdował się duży blok z wieżami po bokach oraz jedną wieżą z tyłu. Obok znajdował się mniejszy blok z pięcioma wieżami, ustawionymi dookoła. Widoki z zamku musiały być cudowne.
- To tutaj? - spytałam.
- Tak. - odpowiedział David, tak cicho, że prawie go nie słyszałam. Wysiadł z auta, a ja bez słowa zrobiłam to samo.
             - Nie martw się. Znam ten zamek jak własną kieszeń. - szepnął mi do ucha.
-Skąd?
- To jest szkoła dla osób nadnaturalnych. - popatrzyłam na niego. - No wiesz, wilkołaki, wampiry, czarodzieje i takie tam.
- Tak wiem. - była  zdziwiona. Wyglądał jak normalny człowiek.
- Uczyłem się tu.
- Ale jak? Musiałbyś być ... - nie umiałam dobrać słowa. - inny. - dodałam po chwili.
- Jestem nauronem.
- Kim? - spytałam nieświadoma.
- Nauronem. - posłałam mu zabójcze spojrzenie. - Nauron jest to dziecko czarodzieja i nocnego łowcy.
- Nocnego łowcy? - czy takie coś w ogóle istniało?
- Łowca demonów.
-Aha. - mruknęłam.
- Kto nas odwiedził? - odwróciliśmy się z Davidem w stronę skąd usłyszeliśmy pytanie. Stał tam mężczyzna średniego wzrostu. Na oko miał z pięćdziesiąt lat. Włosy miał czarne z szarymi pasemkami. Pewnie spowodowane starością. Ubrany był na czarno.
- Tato! - David podbiegł do niego i się przywitał.
- Jak dobrze cię widzieć synku. - powiedział i przytulił go. Po chwili David wyrwał się z uścisku. Odsunął się i wskazał na mnie.
- To jest Johanna. Moja przyjaciółka. - podeszłam i podałam rękę mężczyźnie.
- Johanna Racińska. - przywitałam się. Ścisnął moją dłoń.  Uśmiechnął się. - Yyy.. znaczy Depp.- poprawiłam się. - Nadal nie przywykłam.
- Steve Pherow. Miło poznać.
- Mi też. - uśmiechnęłam się.
- David zaprowadź Johanne do salonu głównego. Zaraz do was dołączę,
- Oczywiście, ojcze. - uśmiechnął się i ruszył w głąb korytarza. Podążyłam za nim.
- Co twój ojciec tu robi ? - spytałam lekko zdezorientowana jego obecnością.
- Jest nauczycielem. Dokładniej profesorem obrony przed złem.
- Yhm.
              Skręciliśmy, a przed nami było widać wielkie drewniane drzwi. Na nich były skomplikowane wzory gałęzi, które kończyły się u góry pięknymi kwiatami.
- Rzeźbione na zamówienie. - powiedział David, co sprawiło, że się ocknęłam.
Przyglądałam się jeszcze przez chwilę, gdy nagle one się otworzyły.
 W drzwiach stanął wysoki brunet. Był w wieku Davida. Obok niego stała dziewczyna. Strasznie podobna do niego. Najprawdopodobniej jego siostra.
- Ooo! Cóż za prewim  nas odwiedził.- powiedziała dziewczyna. oboje patrzyli wrogo na Davida. - Nawet sobie dziewczynę znalazł. - ich wzrok przeniósł się na mnie. - Przyznaj się. Ile ci zapłacił?
- Zapłacił za co? Za to, żeby cię oglądać? Tanio to go nie kosztowało. - odpowiedziałam.
- Ślicznotka ma ostry język. - powiedział chłopka, po czym odszedł szturchając mnie ramieniem. Jego siostra mu zawtórowała.
David wszedł wkurzony do środka. Nikogo tu nie było. Zajął miejsce na kanapie.Usiadłam obok niego.
- Kto to był? - spytałam ciekawa.
- Nicole i Drake Hellonw.  Ich ojciec jest dyrektorem szkoły. Dlatego myślą, że im wszystko wolno.
- Jak oni cię nazwali?
- Prewim. - odparł ze smutkiem. - Mieszaniec. Nie czystej  krwi.
- Przykro mi.
- Spokojnie. Przywykłem.
Drzwi do pomieszczenia otworzyły się a do środka wszedł pan Steve.
- Nie pijecie herbaty? - spytał. - Zaraz kogoś zawołam.
- Nie trzeba. - przerwałam. Wyciągnęłam różdżkę i machnięciem sprawiłam, że na stoliku pojawił się dzbanek z herbatą i filiżanki.
- Dziękuje. - odparł.
                     Siedzieliśmy dłuższy czas i rozmawialiśmy, tak naprawdę o niczym.
- Muszę iść do toalety.  -wstałam i nie czekając na pozwolenie wyszłam z salonu. Po drodze widziałam drzwi do toalety. Na pewno sobie poradzę.
Idąc korytarzem zatrzymał mnie dziwny dźwięk. Stanęłam i popatrzyłam w kierunku dobiegającego dźwięku. Musiało to być coś za ścianą. Przyłożyłam ucho to ściany, lecz zamiast coś usłyszeć ona się przesunęła. Odskoczyłam przerażona. Gdy ściana całkowicie znikła, zobaczyłam pokój. Raczej sypialnie. Wyglądała na starą. Weszłam ostrożnie do środka. Na środku stało ogromne łóżko z baldachimem. Po lewej znajdowała się szafa oraz klozetka. Po przeciwnej stronie było wyjście na balkon. Obok wyjścia znajdowało się biuro z rozłożonymi na nim dokumentami. Cały pokój wyglądał tak jakby ktoś miał zaraz do niego wrócić. Nie licząc pajęczyn i pająków w każdym zakamarku, to było tu naprawdę ładnie. Wydaje mi się, że był to pokój kobiety, bo wszystko było w jasnych kolorach.
Podeszłam do biurka. Dopiero teraz zauważyłam, że na boku są wyryte inicjały. JD. Odwróciłam się. Na łóżku oraz innych meblach też znajdowały się te inicjały. Nic szczególnego nie było na biurku. Rozejrzałam się jeszcze trochę i zauważyłam, że płyta z tyłu klozetki jest lekko naderwana. Było to prawie nie widoczne. Oderwałam ją, a na podłogę zleciała książka. Oprawiona była w czarną skórę. Otworzyłam o zobaczyłam napis. ,,Dziennik Jospen Depp. Jeśli kiedykolwiek go znajdziesz, przekaż go Johannie Depp". Zamarłam. Czy mogło chodzić o mnie? Ile to tu leżało? Co jest w nim takiego ważnego, że był tak dobrze ukryty? Muszę go zabrać i dowiedzieć się wszystkiego.
                 - Już jestem. - powiedziałam wesoło wchodząc do pokoju.- David, możemy już iść? - spytałam nie dając im żadnych powodów do podejrzewanie mnie o cokolwiek.
- Tak. Jasne.
              Po pożegnaniu się, byliśmy w drodze do Londynu. Nadal myślałam o dzienniku. Nim się obejrzałam byliśmy na miejscu. podziękowałam, pożegnałam się i poszłam do pokoju.

wtorek, 9 czerwca 2015

Wycieczka


             Siedziałam w kuchni jedząc swoje ulubione płatki.
-Johanna! -krzyczał tato.
-Tak? -spytałam lekko zdziwiona. - Co ja znowu zrobiłam?
- Co to za syf w salonie? Amber dostanie szału. - stwierdził wchodząc do kuchni.
- Ach. To. - powiedziałam teatralnie. - Zapomniałam wynieść talerza do kuchni. To tyle. - wzruszyłam ramionami.
- Mniejsza o to. Po prostu posprzątaj.
- Od tego mamy służące. - stwierdziłam.
- Natasha nie będzie za tobą chodzić i sprzątać. Masz szesnaście lat. Sama potrafisz.
- Skoro i tak sprząta. To może posprzątać po mnie. Proste.
- Koniec tematu. Idź posprzątać. - był wkurzony. Po chwili się uspokoił. - Muszę jechać do studia. Wrócę późno. Pa.
- Pa.
Usłyszałam trzask drzwi. Było wiadomo, że tato wyszedł. Poszłam do salonu bo wiedziałam, że ojciec nie da mi spokoju. Wchodząc do pomieszczenia, zauważyłam, że panuje porządek.
- Nie musisz dziękować. - powiedziała Natasha. Nasza służąca. Nie oszukujmy się. Polubiłam ją.
- Uwielbiam cię. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
           Poszłam do swojego pokoju. Od tej nie wyjaśnionej sprawy z włamaniem, minął tydzień. Nadal czułam się tu obco. Z półki wzięłam książkę, którą polecił mi Jack. Ostatnio mam z nim dobre kontakty. Z książką w ręce usiadłam w fotelu. Po okładce stwierdziłam, że nie będzie ona interesująca, lecz po przeczytaniu pierwszych stron stwierdziła, że się myliłam. Książka była naprawdę ciekawa. Wciągnęła mnie na tyle, że w nie całe trzy godziny całą ją przeczytałam.
- Johanna! - krzyknął tato wchodząc do mojego pokoju.
- Dopiero wróciłeś, a już krzyczysz. - stwierdziłam podnosząc nos z nad książki.
- Ja pięknie zobaczyć, że czytasz.
- Zabawne. - dodałam sarkastycznie. - Co chciałeś? - spytałam.
- Pakuj się. Wyjeżdżamy za dwie godziny.
- Yhym. A gdzie? Jeśli można wiedzieć. - powiedziałam spokojnie.
- Do Londynu. Mam parę spraw do załatwienia. Będziemy tam jakieś cztery dni. Pośpiesz się.
- Dobra. - po tych słowach wyszedł z mojego pokoju. Siedziałam chwilę myśląc o książce, którą właśnie przeczytałam.
- Ty się nie pakujesz? - spytał Jack.
- Co ty robisz w moim pokoju?
- Przyszedłem przed chwilą. Pakujesz się?
- Ale gdzie?
- No. Do Londynu.
- Boże. Mam tylko dwie godziny. - zerwałam się jak oparzona. Chwyciłam walizkę , która była pod łóżkiem. Położyłam ją na środku pokoju. Otworzyłam szafę. Zaczęłam pakować swoje ciuchy. Godzinę później byłam gotowa do wyjazdu. Zostało mi jeszcze pół godziny. Sprawdzę czy wszystko mam i pójdę się pożegnać.
              ~*~
                 - Ja chcę przy oknie! - krzyknęła Lily wchodząc do samolotu. Ściślej mówiąc, prywatnego samolotu ojca. Usiadłam na samym tyle. Siedziałam sama. Cieszyło mnie to, bo ze względu na późną godzinę miałam ochotę spać.
Lecieliśmy prawie dwie godziny, a ja wciąż nie mogłam spać. Z tego co widziałam tato, Lily, Jack, Jock i Jamie już spali. Amber z nami nie pojechała. Miała zdjęcia do filmu. Luke też nie mógł być z nami. Wyjrzałam przez okno. Mało co tam było widać.
- Czemu jesteś taka zamyślona? -usłyszałam pytanie. Dobrze wiedziałam kto je zadał.
- Chciałeś coś? Jamie? - nie nienawidziłam go, ale też go nie lubiłam. Był mi obojętny.
- Nie mogłem spać.
- Ciekawe.
- Chyba nie masz ochoty rozmawiać.
- Albo nie chce rozmawiać z tobą.
- Okres?
Zaczęłam się cicho śmiać. On również. Po chwili umilkłam i wróciłam do mojego wcześniejszego zajęcia. Usłyszałam, że Jamie wstaje. Nie zareagował. Po chwili zasnęłam. Obudził mnie głos stewardessy, która oznajmiła, że zaraz lądujemy.
 ~ *~
                 Po wylądowaniu, Jock wynajął samochód. Udaliśmy się nim do hotelu w środku miasta. Z tego co zdążyłam zauważyć miał on pięć gwiazdek. Jock nas zameldował i po chwili znajdowaliśmy się w windzie.
 
             Gdy winda się otworzyła nie zobaczyłam nic co by mnie urzekło. Ściany były koloru bordowego, a podłoga była wyłożona ciemno brązową wykładziną. Po drodze stały etażerki z wazonami, w których znajdowały się kwiaty. Dotarliśmy do pokoju 703, który miałam dzielić z Lily.
Otworzyłam drzwi spodziewając się standardowego pokoju, lecz to co zobaczyłam w środku, przerosło moje oczekiwania. A właściwie apartament. Wchodziło się od razu do salonu. Stał tam duży narożnik, ława, fotel, telewizor plazmowy, a na ścianach wisiały obrazy. Salon połączony był z otwartą kuchnią. Znajdowała się tam standardowo kuchenka, piekarnik, lodówka, blat oraz stół przeznaczony dla dwóch osób. Kuchnia, tak jak i salon były w kolorze biało - szarym z wrzosowymi dodatkami. Poszłam do sypialni zobaczyć jak wygląda. Okazało się, że nie ma jednej sypialni, ale dwie. Wybrałam pierwszą, Weszłam do środka. Ściany były białe, oprócz jednej przy której stało łóżko. Ta była czarna. Łóżko było wielkie wykonane z metalu. Oprócz tego szafa, komoda, stolik z krzesłem, fotel i drzwi. Najprawdopodobniej prowadziły do łazienki. Wszystko było w kolorze szarym. W łazience była wielka wanna. W pomieszczeniu panował kolor błękitny. Nie ukrywam. Bardzo mi się tu podobało. Lily miała podobny wystrój, lecz u niej panował kolor różowy i biały.
                       Nie wiedząc co robić, postanowiłam udać się do recepcji. Ponoć wieczorem jest tu bardzo dużo atrakcji.
- Dobry wieczór, młoda damo.W czym mogę służyć? - przywitał mnie starszy ode mnie o około 30 lat mężczyzna, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.
- Dobry wieczór.- odpowiedziałam. - Jakie są na dzisiaj atrakcje?
- Właśnie trwa dyskoteka. W małej sali odbywa się karaoke, a w restauracji za pół godziny odbędzie się koncert.
- Kto będzie występował? - żadna z opcji, prócz koncertu, mnie nie obchodziła.
- Jakiś młody gitarzystka. Jest także wokalistą. Będzie to muzyka rozrywkowa, bo ostatnio dużo młodzieży do nas zjechało, nie chcemy, aby słuchali jakiś nudnych piosenek z moich czasów. - zaśmiałam się cicho. Recepcjonista również.
-Dziękuje za informacje.
-Od tego tu jestem. Miłej zabawy.
- Do widzenia. - mężczyzna odpowiedział mi skinieniem głowy.
                  W restauracji było pusto. Zajęłam stolik z tyłu i zamówiłam sałatkę. Chwilę później rokoszowałam się smakiem sera feta.
Gdy koncert miał się zaczynać, sala była prawie pełna. Ja skończyłam jeść sałatkę i zamówiłam picie. Muzyk wszedł na scenę. Już po pierwszych akordach, stwierdziła, że kojarzę tą piosenkę. Dziewczyny stały pod sceną i piszczały oraz skandowały jego imię. Raczej nazwę sceniczną. "David" Tylko to było teraz słychać w całej sali. Siedziałam i sączyłam mój koktajl. Gdy koncert dobiegł końca, fanki zleciały się po autografy. Gdy sala była pusta ja jeszcze przez chwilę tam siedziałam.
                 Zamówiłam drugi koktajl i poszłam do pokoju. Przechodząc korytarzem nuciłam piosenkę z koncertu. Miałam skręcić, gdy nagle mocno w coś uderzyłam. A raczej w kogoś. Upadłam uderzając się o ścianę. Potem była tylko ciemność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
Dziękuje wszystkim za czytanie moich wypocin i komentowanie ich. ;D Dzisiaj jest dzień przyjaciela, więc dedykuje to moim przyjaciółką, które to czytają, Ala, Marta, Julka, Ania, Monika. Dziękuje, że mnie wspieracie. Uwielbiam was. Uwielbiam was wszystkich. Jeszcze raz dziękuje i zachęcam do komentowania.
Aisa :*

czwartek, 4 czerwca 2015

Nie jestem bezpieczna

Po tej, jakże krótkiej rozmowie, nie mogłam się uspokoić.

- Jeszcze nie wyszłaś? - spytał Luke. Nie wiem kiedy zdążył wejść do mojego pokoju.

- Nie. - nagle się ocknęłam. - Tylko się przebiore i wychodzę. - ominęłam go i poszłam do łazienki.

Chwilę później byłam już gotowa. Zastałam Luke, który szukał czegoś w szufladzie od mojego biurka.

- Szukasz czegoś? - spytałam podchodząc do niego. Odskoczył od stolika.

- Zostawiłem gdzieś telefon. Nie widziałaś go? - udawał głupiego.

- Masz go w kieszeni. - pokazałam ręką na wypustke w jego spodniach.

- Aa. - jęknął. - Dzięki. - uśmiechnął się i wyszedł.

Wzięłam torebkę z komody i wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach.

- Wychodzę! - krzyknęłam i wyszłam z domu.

Szybkim krokiem szłam w kieruknu miejsca, gdzie umówiłam się z Katy. Usłyszałam kroki za sobą. Odwróciłam się. Nikogo tam nie było. Pod czas mojej drogi, parę razy miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Za każdym razem gdy się odwróciłam była tylko pustka. Przez ostatnie zdarzenia mam jakieś paranoje.

- Johanna! - krzyczała z oddali Katy.

- Długo czekasz? - spytałam ciekawa.

- Nie. Zaledwie pięć minut.

- To dobrze. - uśmiechnęłam się. Dziewczyna odzwajemniła gest.

- To idziemy? - spytała. - Pokażę ci najlepsze sklepy. - puściła mi oczko. Ujęła mnie pod ramię i ruszyłyśmy w stronę galerii.

- Chodź jeszcze tutaj. - przyjaciółka pociągnęła mnie w stronę kolejnego sklepu. Miałam już kupione większość przyborów szkolnych. Brakowało mi tylko paru zeszytów.

- Katy. Dość już ciuchów. Zacznij kupować przybory.

- Dobra, dobra. - mówiła powolnie dziewczyna. - Patrz jaka boska sukienka. Wyglądałabyś w niej pięknie.

Przyjaciółka podała mi wieszak, na którym wisiała miętowa, rozkloszowana, sukienka. Z tyłu miała pasek, aby zawiązać kokardkę. Nie oszukujmy się. Podobała mi się.

- Idę przymierzyć. - wzięłam od niej ciuch. - Zaraz wracam.

- Okay. - mruknęła i znikła, pewnie dalej szukała ciuchów.

Weszłam do przymierzalni. Zdjęłam spodnie i koszulkę. Założyłam sukienkę i śmiesznie się wyginająć, próbowałam ją zapiąć. Do ciasnego pomieszczenia, weszła Katy.

- Pomóc ci? - spytała. Zaczęłam się śmiać. Dziewczyna zapieła mi zamek.

- Wyglądasz cudnie. - wyjęła telefon z torebki. - Ustaw się. Zrobie ci zdjęcie.

Stałam i robiłam głupie miny.

Było naprawdę zabawnie.

- Dobra. Przebiorę się i za nią zapłacę. - dziewczyna ani drgnęła. - No idź, już. - pchnęłam ją w stronę wyjścia.

Zapłaciłam za sukienkę i wyszłam ze sklepu. Katy już na mnie czekała. Po jej minie, stwierdziłam, że nie ma najlepszego humoru.

- Co jest? -szturchnęłam ją łokciem w bok.

- A ... nic. - ruszyliśmy do kolejnego sklepu. Tym razem z artykułami szkolnymi.

Po skończonych zakupach, wróciliśmy do domu. Przez cały ten czas, Katy wydawała się nie obecna.

- Powiesz wreszcie co się stało? - spytałam lekko zaniepokojona całą tą sytuacją. Właśnie rozpakowywałam zakupy w swoim pokoju. Natomiast moja przyjaciółka siedziała na fotelu. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze. A raczej jego brak.

- Nigdy więcej nie zobaczę swojego odbicia. - zaszlochała. - Ani nie zrobię sobie zdjęcia. - naprawdę było mi przykro z tego powodu. Może życie też się zmieniło, ale nie miałam takich problemów.

- Przykro mi z tego powodu, ale te zmiany mają także dobre strony. - próbowałam ją pocieszyć.

- Na przykład? - spytała.

- Jesteś na tyle wyjątkowa, że możesz chodzić na słońcu. - dziewczyna była zamyślona. Zdaje się, że nawet nie słyszała co powiedziałam.

Drogę do domu, odbyłyśmy w ciszy. Było naprawdę dziwnie.

- Chcesz soku? - spytałam sięgając do lodówki. Katy nawet ma mnie nie spojrzała.

-Przepraszm. - dodałam. Zapomniałam o tym, że takie rzeczy przechodzą przez nią jak przez rurkę.

Wzięłam sok i usidłam obok niej.

- Może obejrzymy jakiś film? - zaproponowałam.

- Okay. - odpowiedziała obojętnie.

W sali ze sprzętem kinowym zajęłyśmy miejsce na pufach. Włączyłam pierwszą lepszą komedię. Nie skupiałam się na niej. Cały czas myślałam jak pomóc Katy. Jest moją przyjaciółką, nie mogę patrzeć na jej smutek.

- Możesz zostać na noc jak chcesz. - proponowałam po raz setny. Nie wiem czy to dobry powód, aby wracać tak późno samej do domu. W sumie nie mieszkała tam gdzie wcześniej. Mieszka w stowarzyszeniu ''świeżych" wampirów w Los Angeles. Budynek był świetnie ukryty. Z pamięci jej rodziców wymazano wspomnienia związane z nią. Oni nie mają pojęcia o wampirach. Rada tak zdecydowała.

- Nie. Lepiej wrócę.

- Poczekaj. Jock cię odwiezie.

Jock poszedł odwieźć Katy, a ja zostałam sama. Skierowałam się w stronę swojego pokoju. Otworzyłam szeroko drzwi. Stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam co było w środku. Panował straszny nie porządek. Łóżko było połamane, zasłony zerwane, okno wypite, biurko podrapane, a krzesła całe zniszczone.

- Boże. - odruchowo przyłożyłam rękę do ust. Weszłam po woli do środka. Rozejrzałam się. Dopiero teraz na również podrapanej i pobrudzonej ścianie dostrzegłam wielki napis. ,,Gdy z tobą skończę, będziesz wyglądać gorzej."

Usłyszałam czyjeś kroki. Chwyciłam różdżkę. Odwróciłam się. W moją stronę zbliżał się cień. W stu procentach była to sylwetka mężczyzny. Postać zbliżyła się, a ja nie patrząc kto to, wycelowałam w niego różdżką, a ten poleciał na ścianę.

- Ała. - krzyknął ojciec podnosząc się.

- Tato. Przepraszam. Wystraszyłam się.

- Coś się stało?

- Mój pokój. - tylko tyle zdążyłam z siebie wydusić. Ojciec wszedł do niego i się rozglądnął.