środa, 15 lipca 2015

Dziennik

Wbiegłam do apartamentu jak głupia. Lily siedziała na kanapie. Jak zwykle z Jamiem. Wbiegłam do swojego pokoju. Ku mojemu zdziwieniu, na łóżku siedział Luke.

- Co tu robisz? - odparłam z lekkim zdenerwowaniem.
- Przyjechałem do ciebie. Miałem nadzieję, że się ucieszysz. - uśmiechnął się. Jasne, że bym się cieszyła, gdyby nie to, że mam schowany w spodniach dziennik i nie mam go jak wyciągnąć. Swoją drogą, zdziwiło mnie, że David niczego nie zauważył.
- Oczywiście. Cieszę się. - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. - Ale... - próbowałam coś wymyślić. - muszę iść do łazienki.  - poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i  usiadłam na podłodze. Wyciągnęłam dziennik i  przyjrzałam mu się. Dopiero teraz zobaczyłam, że na okładce jest namalowana róża. Lśniła, jak zaczarowana. Przesunęłam po niej dłonią.  Wszystko zaczęło wirować,  a przy tym się rozmazywać.
              Byłam w tym samym korytarzu, w którym odkryłam pokój. Usłyszałam głosy, które były coraz bliżej. Z za rogu wyszła dziewczyna, na oko w moim wieku. Wokół niej latało małe  stworzenie. Wyglądała jak fioletowa małpa ze skrzydłami. Tylko głowę miała jakąś inną. Zamiast normalnych ust miała, jakby trąbkę. Słyszałam kiedyś o nich. Nazywały się Krzyczaki. Bo jak się wkurzyły, to krzyczały tak, że pękały ci bębenki lub w gorszych wypadkach, wybuchała głowa. Trudno je oswoić. Patrzyli w moją stronę, ale mnie nie widzieli. 
- Muszę to bezpiecznie ukryć. - dziewczyna niosła w ręce dziennik. Ten sam dziennik, który znalazłam. Musiała to być Jospen Depp. Właścicielka Dziennika.
- I dopilnować by to znalazła, Lady Jospen. - dodał Krzyczak. Jego głos brzmiał, jakby ćwierkał. Po sposobie w jaki się do niej zwracał, stwierdziłam, że chyba jest jej służącym. Albo jakimś poddanym.
- Z tego co wiem, ma to znaleźć za pięćset lat. Taki był rozkaz Pana.
- Skoro Pan tak mówi, tak musi być, Lady Jospen.  - minęli mnie.
- Myślisz, że jej się uda? - spytała. Machnęła różdżką i otworzyła ukryty pokój.
- Ale co?  - spytał. Zniknęli za ścianą,  a ostatnie co usłyszałam to odpowiedź Jospen. Wykonać misje.
              Znów wszystko zaczęło wirować i się rozmywać. Znów byłam w hotelowej łazience z dziennikiem w ręce. Co to miała być za podróż w czasie? Jaki Pan? O jaką misje chodziło? Co to wszystko ma znaczyć? Czy to chodzi o mnie? W mojej głowie rodziło się mnóstwo pytań, ale odpowiedzi żadnej. Wiedziałam jedno. Muszę przeczytać Dziennik. Z rozmyślania, wyrwało mnie pukanie do drzwi. Szybko schowałam Dziennik za szafkę.
- Wszystko dobrze? - spytał Luke. Chyba był przejęty. Wstałam i otworzyłam drzwi.
- Już nie można iść do łazienki? - spytałam ironicznie i wyminęłam go w drzwiach. 
- Siedziałaś tam trochę długo i mówiłaś do siebie. Po prostu się martwiłem.
- Okay. - olałam go. - To co dzisiaj robimy?
- Jeszcze nie wiem. - zastanowił się chwilę. - Może spacer po mieście? Nocą jest tu pięknie. - wzruszyłam ramionami.
- Może być. - odparłam. - Ale najpierw chodź do kuchni. Muszę coś przekąsić.  - wyszłam z pokoju i przeszłam przez salon. Nie ukrywam. Widok Lily i Jamiego razem sprawiało, że w żołądku mi się przewracało. Otworzyłam lodówkę i z przejęciem przeszukiwałam półki.
- Johanna! Musimy porozmawiać! - krzyknął David wchodząc do pokoju, a raczej wbiegając.
- Chwila. - zatrzymał go Luke. - Kim ty właściwie jesteś? - spytał.
- A ciebie to nie powinno obchodzić. - odparł i popatrzył na mnie. - Johanna. Chodź na chwile.
- Moja dziewczyna nigdzie nie będzie z tobą iść. - Teraz David patrzył się na Luke'a.
- Ojć. Coś ty taki zazdrosny? - spytał sarkastycznie. - Nie czepiam się cudzych dziewczyn. - uniósł ręce. - Johanna? - popatrzył w moje oczy. - Możesz na chwile? - potrzęsłam głową, ponieważ usta miałam napchane pizzą.  - Pozwolisz, że cię obejmę, aby inni nas nie słyszeli. - powiedział mi do ucha.
- No dobrze. - odparłam. W tej chwili mnie objął, a sekundę później leżał na podłodze. Przygwożdżony przez zazdrosnego Luke'a, który okładał go pięściami. Naturalnie, oddała mu. I tak zaczęli bójkę.  Lily pisnęła, a Jamie próbował ich rozdzielić. Przez co sam dostał po twarzy.
- Ale z was idioci! - wrzasnęłam i wyszłam z pokoju. Może nie było to najmądrzejsze, ale nie wytrzymam ich obecności ani minuty dłużej. Wściekła poszłam do apartamentu taty. Nie obchodziło mnie, że może być zajęty, albo może go nie być.
               Zatrzymałam się przy drzwiach z numerem 424. Zapukałam. Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich Jock.
- Co się stało? - spytał widząc moje zdenerwowanie na twarzy. Minęłam go i weszłam do środka.
- Gdzie jest tato?- spytałam. Z pokoju wyszedł ojciec w piżamie i kapciach.
- Co tak krzyczycie? Ludzie chcą spać. - powiedział zaspany. Spojrzał na mnie i od razu się otrząsnął. - Cześć, córciu.
- Muszę z tobą porozmawiać. - tato był zdziwiony. Wymienił z Jockiem zaniepokojone spojrzenie.
- Jasne. - odpowiedział. - Jock idź do siebie. - ochroniarz wyszedł bez słowa. Usiadłam na kanapie, a ojciec obok.  - Co się stało? - spytał, a w jego głosie było pełno czułości.
Opowiedziałam mu wszystko, co mi się ostatnio wydarzyło.
- Dziennik? - był równie zdziwiony co ja.
- Tak. Dziennik. Należał do czarodziejki. Jospen Depp.
- Jospen Depp? - zaniepokoił się.
- Tak.
- Spal ten Dziennik. Nie czytaj go.
- Ale tato... - zaczęłam ale mi przerwał.
- I jeszcze jedno. Pakuj się. Wyjeżdżamy jutro rano.
- Ale.
-Idź już i powiedz innym. - po tych słowach poszedł do pokoju.
                  Wchodząc do apartamentu, który zamieszkiwałam, zdziwiłam się. Nikogo w nim nie było. Pewnie wszyscy w swoich pokojach. Bez wahania weszłam do swojego. Na łóżku spał Luke. Nie chciałam z nim rozmawiać, więc wzięłam się za pakowanie. Pół godziny później wszystko miałam gotowe. Wzięłam prysznic i przygotowałam się do snu. Nie chciałam spać z Lukiem, dlatego będę dzisiaj spać na kanapie. Weszłam do salonu i spotkałam tam Lily.
- Wyjeżdżamy jutro rano. - powiedziałam.
- Okay. - odparła i wyszła. Pościeliłam sobie kanapę i położyłam się wygodnie na niej. Wyjęłam Dziennik i otworzyłam na pierwszej zapisanej stronie. Znów przesunęłam dłonią po kartce i przeniosłam się w świat Jospen Depp.
                     Znajdowałam się w ogrodzie. Był piękny. Nie było widać jego końca. Widać, że ktoś się nim  zajmował. I to porządnie. Z za rozłożystego i wysokiego krzewu, który w całości pokryty był różowymi kwiatami, usłyszałam chichoty. Podeszłam bliżej by dowiedzieć się kto tak chichocze. Za krzakiem ukrywała się Jospen, która siedziała oparta o klatę jakiegoś chłopaka. Umilkli. Chłopak pochylił się do niej, a ona odwróciła głowę. Patrzyli sobie w oczy.
- Wiesz, że nie powinniśmy tego robić, Jospen. - powiedział chłopak.
- Ale ja cię kocham, Aidanie. - powiedziała dziewczyna. Aidan. Miał na imię Aidan.
- Ja ciebie też. I to mocno, ale wilkołak i czarodziejka nie powinni być razem. - odparł ze smutkiem.
- Teraz nie. Ale poczekamy, aż będzie to możliwe.
- A jeśli nigdy nie będzie to możliwe? - zapytał z niepokojem.
- Zrobię wszystko, by to było możliwe. - oparła z uśmiechem na twarzy. Cały czas patrzyli sobie w oczy. Wyglądali na mocno zakochanych. - Ale musisz obiecać, że na mnie zaczekasz.  Że nie pokochasz żadnej innej. Że w twoim sercu będzie miejsce tylko dla mnie.
- Obiecuję. - odpowiedział. - Ale ty też mi to musisz obiecać.
- Obiecuję. - uśmiechnęła się. Aidan pochylił się jeszcze bardziej i złączył ich usta w pocałunku. 
Wszystko zaczęło się rozmazywać, a ja wróciłam do apartamentu w Londynie.  
                 Rozmyślałam jeszcze przez chwilę, jaka ich miłość jest piękna. Ciekawe czy udało im się być razem? Ciekawe jak zakończyła się ich historia. Pogrążona w myślach, zasnęłam.

1 komentarz: