Siedziałam zszokowana, tym co przed chwilą usłyszałam. Zawsze myślałam, że nie mam babci.
- Johanna, porozmawiajmy. - wystraszyłam się, gdy tato tak nagle wszedł do mojego pokoju.
- O czym? Znowu będziesz mnie okłamywał?
- Proszę, nie mów tak do mnie.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że mam babcię?
- Skąd o niej wiesz?
- Widziałam się z nią.
- Twoja babcia nie żyje.
- Może ta ze strony mamy, ale co z twoją matką. - zauważyłam, że po jego policzku spływa pojedyncza łza.
- Nie żyje. - odparł i wyszedł z pokoju.
Nie rozumiałam, jak
mogła nie żyć, skoro ją widziałam? Nawet z nią rozmawiałam! Muszę ją
jeszcze spotkać i wszystkiego się dowiedzieć.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam.
Z za drzwi wychylił się Jamie.
- Musimy poćwiczyć do twojego egzaminu.
- Teraz?
- Niestety.
Po skończonym treningu
poszłam do kuchni napić się wody. Wracając do swojego pokoju,
zatrzymałam się pod gabinetem taty. Usłyszałam jego rozmowę z Jamiem.
- Nie mogę jej niczego więcej nauczyć, jej zdolności wykraczają po za zdolności jakiegokolwiek czarodzieja - powiedział blondyn.
- Nie wiedziałem, że to nastąpi tak szybko. - odparł ojciec.
- Kiedyś musiało.
- Ale myślałem, że to
będzie za jakieś dziesięć lat. - mówił zmartwiony. - Ma parę mocy, które
nigdy nie pojawiały u jednego czarodzieja. Zazwyczaj jedna dodatkowa
umiejętność występuje u jednego czarodzieja. Boję się, że nie długo je
wszystkie odkryje i wtedy nie wiadomo co może się stac.
- Jest mądra, dobrze postąpi. - zapewnił Jamie.
- Co to tego to się nie martwię.
- Więc o co?
- O to, że 1nie jest jeszcze na to przygotowana i to ją może zniszczyć.
- Co masz na myśli?
- Nadmiar mocy może ją
zacząć wykańczać od środka, a ona nie będzie mogła nad tym zapanować i
może to spowodować ciężki uszczerbek na jej zdrowiu, a nawet śmierć. -
ostatnie słowa wypowiedział prawie niesłyszalnie.
Chciałam podejść bliżej,
aby jeszcze podsłuchać, ale nie zauważyłam piłki Jacka, którą tu
zostawił i się wywróciłam. Musiał to usłyszeć Jamie, bo po chwili był
przy mnie.
- Podsłuchiwałaś? - spytał, gdy pomagał mi wstać.
- Ja tylko
przechodziłam. - wyjaśniłam. Jamie trzymał mnie za rękę, jakby nie
wierzył, że bez jego pomocy upadnę. Popatrzyłam na jego rękę i wzrokiem
powędrowałam ku jego oczom, wtedy nasze spojrzenia się spotkały, a ja
chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie.
- Johanna. - powiedział tata. Szybko wróciłam na ziemię i wyrwałam się z uścisku chłopaka. Weszłam do gabinetu ojca.
- Co chciałeś? - spytałam z pogardą w głosie.
- I tak wiem, że podsłuchiwałaś. - przyznał. - ile wiesz? -spytał.
- Wszystko. - odparłam.
W zasadzie, nie wiem czy co czego się dowiedziała było wszystkim, ale wiedziałam, że po takiej odpowiedzi więcej sie dowiem.
- Czyli już wiesz, że to
była twoja babcia, ale była duchem, którego tylko ty widziałaś i wiesz
też, że jutro będzie u nas Rada.
Przyznam, że tego nie wiedziałam.
- Po co przyjadą?
- Chcą zobaczyć jak sobie radzisz, jakie moce już odkryłaś i takie tam.
- Aha. - odparłam.
- A co do twojej babci i dziennika.
- Znowu będziesz mówił, że mam z tym skończyć i ...
- Uważaj. - przerwał mi.
Byłam lekko zdziwiona jego zachowaniem.
- Coś jeszcze?
- Tak.
- To ja już idę.
Wstałam i wyszłam z
gabinetu. Słyszałam jak ojciec westchnął, a potem przeklnął pod nosem,
Weszłam do pokoju i zauważyłam straszny bałagan. Nie wiem nawet co, a
raczej kto, mógł zrobić taki bajzel. Po środku pokoju stał Luke. Nawet
nie zauważył, że weszłam do pokoju.
- Tak, znalazłem go. -
mówił do telefonu. Szybko schowałam się za ścianą. - Nic nie
podejrzewa. Będę nie długo. Będzie musiała nam pomóc. Nie martw się, dam
sobie radę. Powiedz Leonowi, że to załatwię. Cześć.
Zabolało mnie to. Pracował dla Leona i to za moimi plecami.
- Jak mogłeś! -
krzyknęłam i rzuciłam na niego zaklęcie, a ten wylądował na ścianie.
Wstał powoli i wyciągając różdżkę i wypowiadając zaklęcie wycelował we
mnie. Na szczęście zdążyłam zrobić unik. Podbiegłam do niego i
wytrąciłam mu różdżkę, bez niej jest bezbronny.
- Zdziwiona? - zapytał sarkastycznie, gdy ja przygwoździłam go do ściany.
- Mów co wiesz! - krzyknęłam szarpiąc nim.
- Ani mi się śni.
Uderzyłam go jak najmocniej pięścią w twarz.
- Gadaj! - krzyknęłam.
- Leon bardzo chciał dziennik i wiedział, że nie długo go znajdziesz, a moim zadaniem było mu go dostarczyć.
- I dlatego udawałeś, że ze mną chodzisz, aby zdobyć dziennik?!
- A o cóż innego mogło mi chodzić.
- Oddaj mi go! - krzyknęłam na co on się zaśmiał.
- Słodka jesteś gdy się
złościsz. - stwierdził. Zauważyłam, że macha głową do kogoś za mną.
Odwróciłam się i zobaczyłam Alexa. - On też próbował być blisko ciebie. -
powiedział Luke. - No, ale cóż... nie jesteś taka łatwa, jak się
wydajesz.
Z nerwów kopnęłam go w
krocze, a te się skulił. Podbiegłam do Alexa i uderzyłam go, a raczej
chciałam uderzyć, bo on zdążył złapać moją rękę i przytrzymać ją.
- Nie wiem Luke, jak ty
dajesz bić się dziewczynie. - zaśmiał się, a ja kopnęłam go w piszczel.
Syknął. Zdążyłam się uwolnić z jego uścisku. Zauważyłam dziennik leżący
na stoliku nocnym. Podbiegłam do niego. Luke musiał to zauważyć, bo
zabrał go pierwszy.
- Poćwicz jeszcze trochę, a może następnym razem ci się uda. - zażartował.
Poczułam ból przeszywający moje ciało.
Dalej pamiętam już tylko słowa Luka:
- Żegnaj skarbie.
A potem była ciemność...
- Johanna, wszystko w porządku? - spytał Jock.
- Co się stało?
- Sam chciałbym wiedzieć. - odparł przerażony.
- Gdzie są wszyscy? - zapytałam siadając.
- Johnny i James dostali pilne wezwanie od Rady, Lily i Jack u mamy, a Amber w pracy. - wytłumaczył. - Dobrze się czujesz?
- Trochę mnie głowa goli, ale to przejdzie. - machnęłam ręką. - Wiesz kiedy wrócą?
- Niestety ... - nawet
nie dokończył bo z dołu usłyszeliśmy głosy. Należały one do taty oraz
blondyna. Wstałam energicznie i pobiegłam na dół. Dotarłam tam tak
szybko, że myślałam, że się teleportuje.
- Co się stało? - spytał zmartwiony tata. Dopiero wtedy zauważyłam w lustrze , że lewa strona twarzy, jest cała we krwi.
- To - wskazałam na moją twarz. - To nic wielkiego, ale muszę wam coś opowiedzieć.
- Pójdę po apteczke. - wtrącił Jamie. Przytaknęłam tylko głową.
- Będziemy czekać na ciebie w salonie. - odparł tata.
Po chwili siedzieliśmy w salonie. Jamie czyścił moje rany, a ja razem z resztą czekaliśmy, aż skończy.
- Gotowe. - kto by pomyślał, że skończył kurs pierwszej pomocy?
- Możesz mówić.
- No więc... - opowiedziałam im wszystko od początku.
- Byłaś dzielna. - powiedział tato i się do mnie przytulił. - Jestem z ciebie dumny. - pocałował mnie w czoło.
- Teraz już wiem czemu musiałem jechać do Świata Czarodzieji, a wy do Rady. - powiedział Jock.
- Tak myślałem, że to zmyłka, kiedy Rada nie wiedziała o co chodzi. - odparł Jamie.
- Co teraz zrobimy? - spytałam.
- Powiemy jutro Radzie. - odparł ojciec. - A teraz idź spać.
- Mój pokój jest zmasakrowany.
- To prześpij się w gościnnym, albo u Lily lub Jacka.
- Dobrze. Dobranoc. - wstałam i poszłam do gościnnego pokoju.
- Naprawdę chcesz to tak zostawić? - spytała babcia.
- A co mam zrobić?
- Rada nic nie zrobi. Zostawi tą sprawę w spokoju, bo tak naprawdę nie wiedzą, co się może stać.
- Dziennik i tak się dla nich nie otworzy.
- Prędzej czy później znajdą na to sposób.
- Mamy jeszcze na to czas.
- Racja. Lepiej się teraz połóż spać. Musisz dużo wypoczywać, bo nie długo czeka cię coś, do czego zostałaś stworzona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz