środa, 1 kwietnia 2015

Porwana

*Oczami Johnny'ego*
Johanna wyszła. Tracę ją. Znowu. Nie wiem gdzie jest. Ani co robi.
- Ona żyje?! - krzyczał Jock.
- Tak żyje. - powiedziałem, nieobecny.
- Jak ... jak to?! - nie mógł uwierzyć.
- Leon ... - nie chciałem znowu go widzieć. Jock pobladł.
Po domu rozległ się dzwonek, telefonu obwieszczając, że ktoś dzwoni.
- Halo? - odebrałem. Spodziewałem się najgorsze. Johanna mogła być w szpitalu, ale umrzeć. Prerażała mnie ta myśl.
- Witaj, Johnny. - powiedział znajomy głos.
- Czego chcesz?! - spytałem ostro.
- Spokojnie ... - mówił tym głosem, którego strzasznie nienawidziłem.
- To co chcesz?! - krzyczałem jeszcze głośniej.
- Ojj... złość piękności szkodzi. Lepiej bądź cicho, bo twoja córeczka nie wróci cała. - zamarłem.
- Gdzie ona jest?! Co jej zrobiłeś?! - byłem wystraszony. Nie chce jej tracić.
- Wyluzuj. Odda mi swoją moc i będzie po kłopocie.
- Nie zrobisz jej tego!
- Sam nie mogę ... ona musi się zrzeknąć. - nadal mówił spokojnie. - Dam ci ją do telefonu. Masz ją przekonać. - powiedział ostro.
- Tato ... - miała drżący głos. Na ten dźwięk coś we mnie pękło.
- Gdzie jesteś?! Wszystko w porządku? - Nie wiem. Tak raczej, tak.
- Znajdę cię. Nie poddawaj się.
Rozłączyła się.
- Jock! Jedziemy! - ochroniarz wstał pośpiesznie. Wyszliśmy szybko z domu. Skierowaliśmy się do auta. Położyłem dłoń na klamce, chcąc otworzyć drzwi. Nagle, między mną a drzwiami, stanął Jamie.
- Jadę z wami. - oznajmił. Spiorunowałem go spojrzeniem. - Miałem się o nią troszczyć. To zarządzenie od Najwyższych. - dlatego tak się o nią martwił. Najwyżsi, to rada świata czarodziejów.
- Wsiadaj.- blondyn usiadł z tyłu. - Wiesz gdzie jechać. - Jock przytaknął głową. Ruszyliśmy.
Po chwili byliśmy w rezydencji. Wyglądał jak pałac z marmuru. Ruszyłem, ku drzwiom.
- Zaczekaj. - zatrzymał mnie Jock. - Broń. - dodał, podając miecz i dwa sztylety. Nie byłem czarodziejem. Musiałem chronić się bez magii.
Bez wahania wszedłem do środka.
- Gdzie ona jest?! - krzyknąłem.
- Ooo... a to niespodzianka. Johnny. Tutaj? - mówił lekceważąco Leon.
- Nie wkurzaj mnie. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
*Oczami Johanny*
Z góry dobiegały krzyki. Z początku nie mogłam rozpoznać kto to.
- Tata. - wyszeptałam.
- Coś mówiłaś? - spytał Alex z uśmiechem.
Cały czas mnie oszukiwał. Był po stronie Leona. Nienawidziłam go. Przez niego straciłam przyjaciółkę.
- Chyba tatuś po ciebie przyszedł. - uśmiechnął się szyderczo. Wstał i wyszedł. Na górze było słychać tylko krzyki i ... chwila! Dźwięk udeżającego o siebie matalu. Walczyli? Nadal byłam skuta. Było mi coraz słabiej. Dam radę. Wytrzymam.
Drzwi do piwnicy otworzyły się. Po schodach zbiegł blondyn. Podszedł do mnie.
- Kim jesteś?!
- Twoim opiekunem. - powiedział uśmiechając się.
- A masz jakieś imię?
- Jamie. Wiesz. Aktor. Ten przystojny. - mówił z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- Pomożesz, czy będziesz tak stał, chwaląc się? - przyznam, był ładny. Podszedł bliżej i mnie uwolnił.
- Chodź. - powiedział ruszając szybkim krokiem do przodu. Poszłam za nim. Szedł tak szybko, że musiałam truchtać, aby go dogonić. Wyszliśmy z piwnicy.
Widziałam już wyjście.
- Gdzie tata?
- Walczy z Leonem. Chodź. - w drugim końcu pomieszczenia dostrzegłam Jocka.
- A Jock?
- Dadzą radę. - złapał mnie za nadgarstek. Zauważyłam, że jeden z mężczyzn, którzy walczyli z Jockiem, zakrada się z tyłu.
- Nie ! - krzyknęłam, wygrywając się z uścisku blondyna. Pobiegłam w stronę Jocka. Kiedy ostrze było przy plecach Jocka, machnęłam ręką. Mężczyzna poleciał na ścianę. Jock patrzył na mnie zdziwiony. Paru mężczyzn zaczęło do mnie podchodzić. Zamknęłam oczy i zaczęłam obmyślać co zrobić. Poczułam uderzający powiew ciepłego powietrza. Otworzyłam oczy. Do okoła wszystko się paliło.
- Uciekaj! - krzyknął ojciec. Stał koło drzwi z Jockiem i Jamiem.
Stałam w samym środku pożaru. Czy to ja go stworzyłam?! Pobiegłam do innych, omijając ogień.
- Wszystko okay? - spytał z troską tata.
- Tak.
Ruszyliśmy do auta. Siedziałam z tyłu z Jamiem. Przygladałam się mu. Jakie on ma piękne kości policzkowe.
- Nie możesz się nadziwić, że istnieje takie piękną. - roześmialiśmy się. Dziwiło mnie to, że za specjalnie nie przejęli się walką ani Leonem. Jakby byli do tego przyzwyczajeni.
- Skąd wziął się ten pożar? - spytałam z nienacka.
- Stworzyłaś go. - odpowiedział mi Jock. Jak byłam w stanie spalić całą posiadłość?! Nadal nie mogłam uwierzyć. To wszystko to jakiś kawał. Pewnie zaraz ktoś wyskoczy i krzyknie, że mnie wrobili.
- Co się stało z Leonem?
- Przyjdą po niego ludzie z rady. - rozumiałam. Nie muszę się już martwić. Jestem bezpieczna.
♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡
Co rozdział to głupszy ...

1 komentarz:

  1. ,,- A masz jakieś imię?
    - Jamie. Wiesz. Aktor. Ten przystojny. - mówił z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. ". Hahaha padłam. Jaki głupszy, jaki głupszy? To nieprawda. Właśnie co rozdział to ciekawiej. Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń