niedziela, 12 kwietnia 2015

Co się wczoraj stało?

- Katy! - krzyczałam, szarpiąc dziewczyną.
- Co się drzesz?! - krzyczał szatyn. Najwyraźniej go obudziłam.
- Jestem w swoim domu. - odpowiedziałam. - Katy! Obudź się! Katy! - dziewczyna się nie odzywała. Sprawdziłam czy oddycha. Nie mogłam tego stwierdzić. Byłam roztrzęsiona.
- Pół nagi ćpunie z podłogi! -krzyknęłam, kopiąc lekko chłopaka, aby się obudził.
- Czego?! - krzyknął.
- Dzwoń po karetkę. Katy nie oddycha. - chłopak szybko wstał i poszedł zadzwonić. Parę minut później ratownicy zabierali rudoswłosą.
- Co z nią? - spytałam jednego z ratowników.
- Jest w ciężkim stanie. - rzucił do mnie mężczyzna. Stała nie mogąc się ruszyć. Zobaczyłam, że w domu panuje syf. Kurde. Pobiegłam do góry. Szatyna już nie było. Brunet nadal spał w moim łóżku.
- Obudź się. Słyszysz?! Wypie... - krzyczałam do niego. Brunet spojrzał na mnie. Miał piękne czarne oczy i brązowe włosy do ramion.
- Hej... co ja tutaj robie? - spytał. Był zaspany.
- Ja ... sama nie wiem. Po prostu ubierz się i stąd idź. - chłopak bez skrępowania wstał. Był nagi. Wziął swoje ciuchy i się ubrał. Wyszedł i tyle o nim słyszałam. Wzięłam się za sprzątanie. Po godzinie kuchnia była w miarę ogarnięta. Usłyszałam przekręcający się zamek w drzwiach. Do domu wszedł Jock.
- Co tu się stało?! - krzyknął na wstępie.
- Może najpierw "cześć"? - spytałam sarkastycznie. - W ogóle co ty tu robisz?
- Mieliśmy wrócić w poniedziałek. Dziś jest poniedziałek. Johnny zaraz tu będzie.
- Zabije mnie jak to zobaczy. - westchnęłam. Co się działo w sobotę i niedzielę. Czemu tego nie pamiętam.
- Udwaj, że był napad. - powiedział Jock. W tym momencie do domu wszedł ojciec i Amber. Tato rozejrzał się po salonie. Byłam zaskoczony.
- Johanna! - krzyknął. Kurde. Mam przechlapane. Energicznie wszedł do kuchni.
- Co tu się kur... stało?! Zostawiłem cię na parę dni! Dosłownie na trzy dni! Wracam, a tu co zastaje?! Dom wygląda jagby tornado przeszło! - krzyczał.
- Tato... - zaczęłam. - Posłuchaj.
- Nie! To ty posłuchaj! - przerwał mi. - Co ty sobie wyobrażasz! Rozumiem raz się upiłaś! Dobra sam nie byłem święty! Ale to już przesada! Masz dopiero szesnaście lat! Wiesz ile to wszystko kosztowało! Ja nie wiem jak ci ta Łucja wychowała! Jeszcze nie wiem jaką karę co dać. Pomyślę. A teraz posprzątaj! - dalej krzyczał.
- Dobrze. Szkoda, że nie pamiętasz ja sam się zachowywałeś w moim wieku!
Idę zapalić! - rzucił wychodząc z kuchni.
Jęknełam, zmęczona całą sytuacją.
Kurde. Po co mi było imprezować. Kwadrans po godzinie siedemnastej, skończyłam sprzątać. Cały dzień omijałam wszystkich. Nienawidzę swojego życia. Poszłam do pokoju. Usiadłam na fotelu i myślałam. Gdyby nie ja z Katy by było wszystko dobrze. Pójdę do niej jutro. Matwie się o nią. Ciekawe z kąd wziął się ten brunet. Nie powiem. Jest przystojny, ale co my tam robiliśmy?! Co się stało Katy?! Kim był ten szatyn?! Dlaczego nic nie pamiętam?! Z zamyślenia wyrwały mnie wibracje telefonu. Dostałam sms'a od Jamiego.
Od: Jamie
Do: Ja
Ja. Ty. Dzisiaj. 18. Starbucks. Nie spóźnij się.
To było dziwne. Trudno. I tak przyjdę. Może on coś będzie wiedział? W mojej głowie rodziło się tysiąc pytań i zero odpowiedzi. Zeszłam na dół się napić. W kuchni zastałam tatę. Przyglądał mi się ukradkiem. Byłam blada i zmęczona. Na mojej twarzy było widać zmartwienie. Wychodziłam z kuchni.
- Widzę, że coś jest nie tak. - powiedział. Stanęłam. Nie patrzyłam mu w oczy. Nie patrzyłam na niego. Nic nie odpowiedziałam. - Znam cię. Wiem, że coś nie gra. - mówił
- Nic o mnie nie wiesz! Nie obchodziłam cię! Udajesz "kochanego tatusia" - ostatnie zdanie powiedziałam ironicznie. Odwróciłam się. - Gdyby mama nie umarła, dalej wysyłałbyś swoje paczuszki i listy.
- Uspokuj się. Wiem, że jest ci trudno.
- Pokłóciłam się z Lily, a dopiero co się do siebie zbliżyłyśmy! Moja przyjaciółka leży w ciężkim stanie w szpitalu! Ojciec to kretyn! Macocha to jędza! Jestem jakąś czarownicą! A moje życie miłosne to totalne dno! - miałam łzy w oczach. Nie zdawałam sobie sprawy ile rzeczy mnie dręczy. Ojciec stał i się na mnie patrzył. W jego oczach dostrzegłam złość i zaskoczenie. Odwróciłam się i wyszłam z domu. Skierowałam się do miejsca, gdzie miałam się spotkać z Jamiem.
Weszłam do środka i próbowałam znaleźć blondyna. Siedział na kanapie w kącie.
- Hej. - powiedziałam siadając.
- Hej. - odpowiedział. Uśmiechnął się odsłaniając te piękne białe zęby. - Myślałem, że nie przyjdziesz. - dodał. Jednym zdaniem wszystko zepsuł.
- Mogę już iść. - powiedziałam wstając.
- Nie. Zostań.
Usiadłam naprzeciwko blondyna.
- Co chciałeś? - spytałam. Zamówiłam kawę i spojrzałam na Jamiego.
- Co pamiętasz z imprezy?
- Szczerze? Nic. - blondyn nie był zdziwiony moją odpowiedzią.
-  A co chcesz wiedzieć? - spytał z podejrzliwą miną.
- Wszystko. - odparłam.
♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡
Komrntujcie i dawajcie ☆
Trochę głupi... ale chyba się spodoba. Przepraszam za błędy, ale piszę na telefonie i czsami samo mi poprawia.

2 komentarze:

  1. Fanny;) dobrze że dałaś rozdział;) ale tak 3 dni hamowania? I zero świadomości? Respeckt; D czekam na nextas aby sie dowiedzieć co robili hihi;*

    OdpowiedzUsuń
  2. To się porobiło... Ciekawe co ona robiła tyle czasu i dlaczego nie pamięta. Zapewne wszystko będzie w następnym rozdziale. Dlatego masz go szybko rodacy bo nie wytrzymam :D

    OdpowiedzUsuń