niedziela, 29 marca 2015

Przeprowadzka



Po przeczytaniu karteczki, nie mogłam zasnąć. Leżałam zawinięta w kołdrę na swoim łóżku.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez judasza. Pp drugiej stronie stała pani Kamila. Otworzyłam drzwi.
- Asiu, tu jesteś. Martwiłam się, że coś sobie zrobisz po tym jak uciekłaś. Ponoć chcesz zamieszkać z tatą. Czy to prawda?
- Tak. Chce rozpocząć nowe życie z dala od tego wszystkiego. - machnęłam teatralnie ręką wokół siebie.
- Rozumiem, ale powinnaś wrócić wieczorem i nas poinformować. Wiesz że nie możesz przebywać gdzie chcesz i kiedy chcesz. - odparła z zatroskanym głosem. - zacznij się pakować. Dzisiaj wyjeżdżasz.
Faktycznie. To już dziś.
- Może pani wejdzie? - spytałam.
- To raczej ty powinnaś iść ze mną po swoje rzeczy.
Kwadrans później pani Kamila parkowała przed dobrze znanym mi budynkiem. Wysiadłam z auta i skierowałam się do środka. Przeszłam przez korytarz. Weszłam, po schodach, na górę i udałam się do pokoju, w którym spędziłam ostatni tydzień. Nie było w nim już rzeczy Kingi.
- Szkoda, że się ze mną nie pożegnała. - pomyślałam. Ale z drugiej strony jak, skoro uciekłam.
Postanowiłam nie zadręczać się myśleniem, tylko wziąć się do roboty.
Spakowałam wszystko co ze sobą wzięłam. Za dużo to tego nie było. Raptem średnia walizka ciuchów i torba.
Zeszłam na dół, pożegnać się z wszystkimi. Najtrudniej było mi się pożegnać z panią Kamilą. Bardzo ją polubiłam.
Po pożegnaniu się ruszyłam z moimi rzeczami do mieszkania. Tam smakowałam rzeczy z mojego pokoju oraz resztę ciuchów. Wzięłam też kilka pamiątek po mamie.
Około godziny piętnastej przyszedł tato.
- Masz już wszystko? - spytał wchodząc do mieszkania.
- Tak. - odrzekłam. - Tą walizkę weźmiemy. - wskazałam na walizkę stojącą pod ścianą. - No i moją torbę. Resztę wyślemy pocztą. - uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy. - powiedział rozglądając się.
Po dziesięciu minutach wyszliśmy przed blok, w którym kiedyś mieszkałam. Czekaliśmy na taksówkę. Patrzyłam na budynek i wspominałam czasy gdy byłam mała. Często bawiłam się na placu zabaw, który był na podwórzu za blokiem.
Po paru minutach byliśmy w drodze na lotnisko. Wiedziałam, że będę tęsknić za tym miejscem, ale wiem że wyjazd pomoże mi o wszystkim zapomnieć. W sumie to nigdy nie latałam samolotem. Ojciec pewnie często to robił, no ale jego na to stać. My z mamą przeważnie oszczędzałyśmy.
Dojechaliśmy na miejsce. Podążałam za tatą. Chwilę później siedzieliśmy w samolocie. Siedzenia były bardzo wygodne. Siedziałam w drugim rzędzie przy oknie, w klasie pierwszej. Innymi mój ojciec raczej nie latał.
Byłam spięta. Nie wiedziałam czy mam się bać, czy też nie.
Miejsce obok mnie zajął przystojny brunet z zielonymi oczami . Wyglądał na szesnaście albo siedemnaście lat.
- Cześć. - odparł, przerywając błogą cisze.
- Hej. - odpowiedziałam.
- Mam na imię Aleksander, ale wszyscy mi mówią Alex.
- Ja nazywam się Joanna, ale wolę Johanna. - znów zapadła cisza. Nie przeszkadzała mi. Mogłam wtedy fantazjować o nowo poznanym chłopaku.
- Po co lecisz do Los Angeles?- spytał.
- Aby zamieszkać z ojcem. A ty?
- Spędzić wakacje u cioci.
- Yhym... - mruknęłam. Znów zapadła cisza. Tym razem jej nie przerywał. Po chwili zasnęłam.
Stałam po środku ciemnego lasu. Wokół nie było nic oprócz drzew.
Szłam szukając drogi. Usłyszałam kroki. Odwróciłam się. Stała tam moja mama. Była ubrana w tą samą suknie, w której ją pochowano.
- Już nie długo będziecie razem. - odparł twardy męski głos.
Nagle za moją mamą pojawił się mężczyzna. Ten sam co wcześniej.
- Nie! - zaczęłam krzyczeć.
Wyciągnął miecz i zaczął unosić go do góry, celując w moją mamę.
Chciałam podbiec. Odepchnąć go. Nie mogłam się ruszyć.
- Nie! - krzyknęłam znowu.
Obudziłam się cała zdyszana.
- Co się stało? - spytał zaniepokojony brunet. - Krzyczałaś i strasznie się wierciłaś.
- Nic. Po prostu koszmar. Już jest dobrze.
- To dobrze. Jesteśmy na miejscu. -oznajmił. Wyjrzałam przez okno. Rzeczywiście, byliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz