wtorek, 28 kwietnia 2015

Rodzina jest najważniejsza

- Co ty zrobiłeś mojej rodzinie? - spytałam. Byłam zdenerwowana. Alex wstał.
- Na pewno, nie są bezpieczni. - uśmiechnął się szyderczo. Znów uderzyłam nim o ścianę. I znów. I znów. Po jego twarzy zaczęła lecieć krew.
- Co ty im zrobiłeś?! - krzyczałam. Znów go uderzyłam.
- Ty ku###! Co mi zrobiłaś?! - teraz to on krzyczał.
- To na co zasłużyłeś!
- Jeden telefon i po nich! Więc uważaj...
Zaczęliśmy walczyć. Choć on miał większą wprawe, to ja miałam większą moc, co dawało mi przewagę. Dom wyglądał strasznie. Usłyszałam kroki. Odwróciłam głowę i na chwilę straciłam czujność. Alex szybko to wykorzystał.
Po chwili leżałam na podłodze. Różdżka wypadła mi z ręki. On stał nade mną.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cie kocham.
- Jesteś chory psychicznie. - wysyczałam.
- Tylko na twoim punkcie. - powiedział, po czym uśmiechnął się. Normalnie na widok takiego uśmiechu zmiękłyby mi nogi, ale teraz chce mi się rzygać.
- Wiesz - zaczął. - Moglibyśmy teraz żyć. Szczęśliwie. Razem. Gdybyś tylko nie wolała Jamiego. Tak w ogóle to pytał o ciebie. On najbardziej dostał w kość. Gdybyś zmądrzała. - krążył po pokoju. Próbowałam dosięgnąć różdżkę. Nie udawało mi się to. - Nadal możemy być razem. Przebacze ci wszystko.
Pochylił się, chcąc mnie pocałować.
- Wolałabym umrzeć. - odparła ze złością w oczach.
- Jak wolisz. - wycelował we mnie różdżką. Czerwony strumień światła przebiłby moje ciało, gdybym w ostatniej chwili nie wyciągnęła dłoni. Z mojej ręki płynął błękitny strumień światła. Blokował on moc Alexa. Drugą, wolną ręką odepchnęłam bruneta. Zdziwiło mnie to,  w jaki sposób mogę używać magi.
- Jak to zrobiłaś? - był zaskoczony. Tak samo jak ja.
- Nie wiem. Samo tak wyszło.
- Nikt tego nie potrafi. Leon się zdziwi.
- Nie obchodzi mnie to. Gdzie moja rodzina?! - Alex był ranny i wykończony.
- Gadaj! - krzyczałam. Jeszcze dwa miesiące temu nie pomyślałaby, że taka  sytuacja będzie miała miejsce.
- Spokojnie. Są... - urwał. W tym samym momencie wokół niego powstała mgła. Gdy mgła opadła, jego nie było.
- Kurde! - teraz sama muszę ich znaleźć. Ale jak?
Ja: Luke. Potrzebuje twojej pomocy. Możesz przyjechać? To ważne.
Luke: Będę za 10 minut.
Nie wiem do kogo innego mogłabym się zwrócić. Muszę im pomóc, w końcu rodzina jest najważniejsza.
Siedziałam skulona podłodze w przedpokoju. Rozległo się pukanie do drzwi. Bałam się otworzyć. Wstałam i powoli podeszłam do drzwi.Otworzyłam.
- Cześć Luke. Wejdź. - ulżyło mi, że to on. Wszedł bez zastanowienia.
- Dopiero co cię poznałem, a ty już mnie do domu zapraszasz? No nieźle. - jak zwykle żartował.
- Mi nie jest do śmiechu. Chodź. - skierowaliśmy się do salonu. Gestem wskazałam, aby usiadł na fotelu.
- Co się stało? - był zmartwiony.
- Wiesz kto to Leon?
- Tak. Ale nadal nie rozumiem.
- Długa historia. Chodzi o to, że on chce moją moc. Najpierw porwał mnie. Teraz moją rodzinę. Nie wiem gdzie są. Musisz mi pomóc.
- Ale jak?
- Przeszukamy dom. Może wpadniemy na jakiś trop.
- Okay. Ja zawiadomienie Najwyższych.
- Jeszcze jedno.
- Tak?
- Był u mnie Alex. Z tąd te zadrapania.
- Okay. To też uwzględnie.
Luke poszedł zadzwonić, a ja poszłam do biura taty. Przeszukałam całe. Nic tam nie było. Potem przeszukałam sypialnie. Luke sprawdził w piwnicy i łazienkach. Zrezygnowana poszłam do kuchni.
Na blacie zobaczyłam telefon Amber. Dioda migała na niebiesko, co oznaczało, że dostała smsa. Bez wahania wzięłam komórke do ręki. Odblokowałam. Skąd ja znam kod?
Johnny♡: Amber nie wracaj teraz. Ludzie Alexa tu są.
Johnny♡: Nie wracaj!!!
Johnny♡: Zadzwoń do Johanny.
Potem nie było już żadnej wiadomości.
Spojrzałam na lodówkę. Wisiała tam karteczka.
Jeśli rodzinkę swoją chcesz zobaczyć,
sprawdź miejsce, gdzie przygoda się zaczęła. Tam zobaczysz znak na drzewach. Nie ma co zwlekać. Czasu masz nie wiele.
Czytałam treść karteczki w kółko i w kółko.
Gdzie przygoda się zaczęła.
Te słowa krążyły mi po głowie. O co mogło chodzić? Jaka przygoda?
- Masz coś? - spytał Luke,wchodząc do kuchni. Podałam mu karteczkę. Dopiero teraz zauważyłam, że ręka mu się trzęsie.
- Jaka przygoda? - on też nie rozumiał.
- Nie wiem. Nie rozumiem tego.
- Tak jak ja matmy. - zażartował. - Ej. Nie płacz. - nie zauważyłam, kiedy łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
- Muszę ich znaleźć.
- Pójdę z tobą.
- Jeszcze nie wiem gdzie.
Usiadłam na podłodze, a Luke krążył po pokoju.
- Masz coś? - pytał co chwile. Nic nie przychodziło mi do głowy.
Gdzie przygoda się zaczęła.
Tylko to teraz miałam w głowie.
- Jasne! - krzyknęłam. Wstałam energicznie i szybkim krokiem wyszłam z kuchni. Luke był w szoku.
- Chodź! - krzyknęłam z korytarza i wyszłam.
- Wiesz gdzie jechać? - spytał odblokowując auto. Usiadłam na miejscu pasażera, a Luke na miejscu kierowcy.
       ♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥
Czas nadrobić zaległości w pisaniu. Dziękuję za ponad 1k wyświetleń. :))) Chociaż mam wrażenie, że ostatnio nikt tego nie czyta... ;<<
Pzdr
Aisa

3 komentarze:

  1. Ale super dzieje się. Coś mi się wydaje, że pojadą do jej rodzinnego miasta, ale nie jestem pewna. Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też się tak wydaje;) ciekawe, która z nas ma rację ;p haha

      Usuń
    2. Zobaczycie ;) ale to dopiero jutro, bo nie mam czasu dokończyć rozdziału. ;)

      Usuń