- Gdzie w ogóle jedziemy? - spytał Luke.
- Mama opowiadała mi o tym miejscu z tysiąc razy. - byłam zdenerwowana.
- Okay. - westchnął chłopak. Ruszyliśmy, a ja co chwile mówiłam "w prawo" , "w lewo", "prosto". Jak GPS.
- Jesteś pewna, że to tu? - spytał zdziwiony Luke, kiedy dotarliśmy na miejsce.
- Tak. Na pewno. - wysiadłam z auta. Moim oczom ukazał się mały park. Po środku była rzeka, nad którą był most.
Obok stał budynek. Był dwu piętrowy. Po rozbitych oknach i wyrwanych drzwiach, stwierdziłam, że jest opuszczony. Ruszyłam w jego kierunku.
- Idziesz? - spytałam, widząc że Luke stoi w miejscu.
Otrzonsnął się i ruszył za mną. Weszłam do środka.
- Kiedyś musiało tu być pięknie- szepnęłam.Pomyślałam tak, po zobaczeniu środka budynku. Wszystko było spalone. Ciekawie co się tutaj stało? - Jesteś pewna? - Luke chyba się bał.
- Tysiąc razy ci mówiłam, że tak.
Rozglądałam się. Usłyszałam trzask, a potem kroki.
- Schowaj się- powiedział Luke.
- Oszalałeś? - puknęłam się w czoło, sugerując aby pomyślał.
- To tu ją poznałem. - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził głos.
- Było tu tak pięknie. Ona była taka piękna. - mówił dalej. Teraz mogłam ujrzeć jego twarz. Zanim się zorientowałam, on stał za mną i przykładał mi sztylet do gardła. Z szoku nic nie mogłam zrobić.
- Prawie tak piękna jak ty. - szepnął mi do ucha.
Luke stał jak sparaliżowany. Tak samo jak ja.
- Przyszła tu się pobawić. Kiedyś to miejsce było centrum dobrej zabawy. Mieli najlepsze dyskoteki. Twoja matka przyszła się tu pierwszy raz. Była świeżo po przeprowadzce. - gładził mnie po włosach. Chciało mi się wymiotować. - Tu się poznaliśmy. Pokochałem ją od pierwszego wejrzenia. Tęsknię za nią, ale musiała umrzeć. Nie chciała mi oddać twojej mocy. - nie wytrzymałam. Kopnęłam go w piszczel. Drasnął mnie lekko w szyje. W tym momencie Luke się ocknął. Rzucił się na Leona. Ruszyłam na górę. Wszystko było spruchniałe. Bałam się stawiać kolejnych kroków. Otworzyłam drzwi do pierwszego pomieszczenia. Pusto. Pobiegłam do drugich drzwi.
- Johanna! - krzyknął John. Siedział pod ścianą. Ręce miał związane liną. Obok siedziała Amber. Ta, na szczęście, miała usta zaklejone taśmą. Pod przeciwną ścianą, siedzieli Jock i nieprzytomna Lily.
- Gdzie Jamie i tato? - spytałam rozwiązując supły brata.
- Zabrali ich gdzieś. - odpowiedział zdyszany brat.
- Jest ich więcej? - bałam się. - A co z Lily?
- Zamdlała z szoku. - odpowiedział Jock. Nagle rozległ się krzyk.
- Luke.- szepłam. Zdążyłam odwiązać Johna i pobiegłam na dół. Jeden ze schodów rozleciał się pod moim ciężarem. Leon stał nam Lukiem. Celował w niego mieczem. Wokół było jeszcze z pięciu mężczyzn. Leon drasnął Luka w rękę. On krzyknął. Wkurzyłam się. Jednym ruchem ręki sprawiłam, że wszyscy, którzy stali polecieli na odległość dwóch metrów. Pobiegłam do Luka. Przykucnęłam obok niego.
- Wszystko okay? - spytałam. On tylko pokiwał głową. Z góry przyszedł Jock. Reszta pewnie siedziała zszokowana.
- Luke! Idź na górę.
- Zostaje!
Ktoś złapał mnie za włosy i pociągnął do góry. Syknęłam z bólu.
- Wszystko musisz tak komplikować?! -powiedział z nienawiścią Leon. Jock odepchnął go ode mnie. Wzięłam głęboki oddech. Z ręki Leona wypadł miecz. Podniosłam go i zaczęłam walczyć z mężczyznami, którzy mnie atakowali. Byli to "słudzy" Leona. Jock i Luke byli coraz słapsi. Pobiegłam szybko na górę. John, Amber i już przytomna Lily siedzieli wystraszeni w pokoju. Nie wiedzieli co się dzieje. W jednym z pokoi, w końcu, znalazłam Jamiego i tate. Jamie miał spuchiniętą twarz. Gdzie, niegdzie spływała krew. Był nieprzytomny. Tato miał tylko parę śladów pobicia.
- Nie jest z nim dobrze. - powiedział tato. - Masz różdżke? - bez wahania wyjęłam przedmiot z za spodni. - Zawiadomie Najwyższych. - wytłumaczył.
Przykucnęłam przy blondynie. Ciężko oddychał. Dopiero teraz zauważyłam, że ma ranę na piersi. Nie wygląda zbyt dobrze.
- Nikogo nie powiadomisz! - krzyknął Leon, wchodząc do pokoju.
Wyciągnął sztylet. Wycelował nim w tate. W ostatniej chwili rzuciłam się na niego. Przewrócił się, a ja wylądowałam na nim. Zaczęliśmy się szarpać. Złapał mnie za nadgarstki i unieruchomił. Zaczęłam wyszarpywać ręce. Bez skutku.
- Puść mnie! - krzyczałam przez zaciśnięte zęby. On tylko zaśmiał się szyderczo. Wstał i otrzepał się z brudu, który znajdował się na podłodze. Ja również wstałam. Rzuciłam się na jego plecy. On tylko mnie odrzucił. Był silny. Uderzyłam głową o ścianę. Dotknęłam obolałego miejsca. Poczułam lepką ciecz. Tato walczył z Leonem. Chwilę później upadł na podłogę. Zobaczyłam, że ma sztylet wbity w brzuch. Nie płakałam. Nauczyłam się powstrzymywać łzy. Leon wyszedł z pokoju. Przysunęłam się do taty.
- Tato! Będzie dobrze. Nie zasypiaj! Tylko nie zasypiaj! - krzyczałam. Byłam na maksa wkurzona. Zeszłam na dół.
- Idźcie po resztę! Są na górze! - rozkazałam. Nie mieli nic przeciwko.
- Dasz sobie radę? - spytał Luke mijając mnie. Pokiwałam tylko głową.
Stałam i patrzyłam z wściekłością na Leona.
- Ty masz zamiar mi coś zrobić? - spytał ze śmiechem. Wszyscy wybuchli śmiechem. Słyszałam, jak reszta schodzi z góry. Zamknęłam oczy. Słyszałam śmiechy Leona i jego służących. Przypomniał mi się widok rannego Jamiego i taty. Cała złość oraz żal, zacząły się we mnie wzbierać. Otworzyłam oczy, głowę przechyliłam do tyłu i spojrzałam w góre. Ręce rozłożyłam. W góre wyleciało jasne światło. Jakby ze mnie. Dom zaczął się nagle rozsypywać. Nie mogłam się ruszyć. Moja rodzina zaczęła zmierzać ku wyjściu.
- Chodź! - krzyknęła Amber ciągnąc mnie za rękę. Ocknęłam się i zaczęłam biec.
- Jak zamieścimy się w tym autku? - spytał John. Nie wiem nawet jak to zrobiłam, ale jakimś cudem otworzyłam portal.
- Wchodźcie! - krzyknęłam.
Wszyscy pośpiesznie weszli w portal. Wylądowaliśmy w przedpokoju.
- Połóżcie ich na górze. Wezmę medyków. - powiedział Jock i ruszył do kuchni. Cały świat zawirował. Upadłam na podłogę i widziałam tylko ciemność.
♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥
Rozdział tak bardzo do dupy... Obiecałam wczoraj, ale jest dziś... przepraszam. :((( Ciesze się, że ktoś w ogóle to czyta. ;)) Za każde wyświetlenie dziękuję :)). Mam nadzieje że się wam spodoba. Zapraszam na droga-do-sukcesu-opowiadania.blogspot.com
Pzdr
Aisa ;*
- Mama opowiadała mi o tym miejscu z tysiąc razy. - byłam zdenerwowana.
- Okay. - westchnął chłopak. Ruszyliśmy, a ja co chwile mówiłam "w prawo" , "w lewo", "prosto". Jak GPS.
- Jesteś pewna, że to tu? - spytał zdziwiony Luke, kiedy dotarliśmy na miejsce.
- Tak. Na pewno. - wysiadłam z auta. Moim oczom ukazał się mały park. Po środku była rzeka, nad którą był most.
Obok stał budynek. Był dwu piętrowy. Po rozbitych oknach i wyrwanych drzwiach, stwierdziłam, że jest opuszczony. Ruszyłam w jego kierunku.
- Idziesz? - spytałam, widząc że Luke stoi w miejscu.
Otrzonsnął się i ruszył za mną. Weszłam do środka.
- Kiedyś musiało tu być pięknie- szepnęłam.Pomyślałam tak, po zobaczeniu środka budynku. Wszystko było spalone. Ciekawie co się tutaj stało? - Jesteś pewna? - Luke chyba się bał.
- Tysiąc razy ci mówiłam, że tak.
Rozglądałam się. Usłyszałam trzask, a potem kroki.
- Schowaj się- powiedział Luke.
- Oszalałeś? - puknęłam się w czoło, sugerując aby pomyślał.
- To tu ją poznałem. - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził głos.
- Było tu tak pięknie. Ona była taka piękna. - mówił dalej. Teraz mogłam ujrzeć jego twarz. Zanim się zorientowałam, on stał za mną i przykładał mi sztylet do gardła. Z szoku nic nie mogłam zrobić.
- Prawie tak piękna jak ty. - szepnął mi do ucha.
Luke stał jak sparaliżowany. Tak samo jak ja.
- Przyszła tu się pobawić. Kiedyś to miejsce było centrum dobrej zabawy. Mieli najlepsze dyskoteki. Twoja matka przyszła się tu pierwszy raz. Była świeżo po przeprowadzce. - gładził mnie po włosach. Chciało mi się wymiotować. - Tu się poznaliśmy. Pokochałem ją od pierwszego wejrzenia. Tęsknię za nią, ale musiała umrzeć. Nie chciała mi oddać twojej mocy. - nie wytrzymałam. Kopnęłam go w piszczel. Drasnął mnie lekko w szyje. W tym momencie Luke się ocknął. Rzucił się na Leona. Ruszyłam na górę. Wszystko było spruchniałe. Bałam się stawiać kolejnych kroków. Otworzyłam drzwi do pierwszego pomieszczenia. Pusto. Pobiegłam do drugich drzwi.
- Johanna! - krzyknął John. Siedział pod ścianą. Ręce miał związane liną. Obok siedziała Amber. Ta, na szczęście, miała usta zaklejone taśmą. Pod przeciwną ścianą, siedzieli Jock i nieprzytomna Lily.
- Gdzie Jamie i tato? - spytałam rozwiązując supły brata.
- Zabrali ich gdzieś. - odpowiedział zdyszany brat.
- Jest ich więcej? - bałam się. - A co z Lily?
- Zamdlała z szoku. - odpowiedział Jock. Nagle rozległ się krzyk.
- Luke.- szepłam. Zdążyłam odwiązać Johna i pobiegłam na dół. Jeden ze schodów rozleciał się pod moim ciężarem. Leon stał nam Lukiem. Celował w niego mieczem. Wokół było jeszcze z pięciu mężczyzn. Leon drasnął Luka w rękę. On krzyknął. Wkurzyłam się. Jednym ruchem ręki sprawiłam, że wszyscy, którzy stali polecieli na odległość dwóch metrów. Pobiegłam do Luka. Przykucnęłam obok niego.
- Wszystko okay? - spytałam. On tylko pokiwał głową. Z góry przyszedł Jock. Reszta pewnie siedziała zszokowana.
- Luke! Idź na górę.
- Zostaje!
Ktoś złapał mnie za włosy i pociągnął do góry. Syknęłam z bólu.
- Wszystko musisz tak komplikować?! -powiedział z nienawiścią Leon. Jock odepchnął go ode mnie. Wzięłam głęboki oddech. Z ręki Leona wypadł miecz. Podniosłam go i zaczęłam walczyć z mężczyznami, którzy mnie atakowali. Byli to "słudzy" Leona. Jock i Luke byli coraz słapsi. Pobiegłam szybko na górę. John, Amber i już przytomna Lily siedzieli wystraszeni w pokoju. Nie wiedzieli co się dzieje. W jednym z pokoi, w końcu, znalazłam Jamiego i tate. Jamie miał spuchiniętą twarz. Gdzie, niegdzie spływała krew. Był nieprzytomny. Tato miał tylko parę śladów pobicia.
- Nie jest z nim dobrze. - powiedział tato. - Masz różdżke? - bez wahania wyjęłam przedmiot z za spodni. - Zawiadomie Najwyższych. - wytłumaczył.
Przykucnęłam przy blondynie. Ciężko oddychał. Dopiero teraz zauważyłam, że ma ranę na piersi. Nie wygląda zbyt dobrze.
- Nikogo nie powiadomisz! - krzyknął Leon, wchodząc do pokoju.
Wyciągnął sztylet. Wycelował nim w tate. W ostatniej chwili rzuciłam się na niego. Przewrócił się, a ja wylądowałam na nim. Zaczęliśmy się szarpać. Złapał mnie za nadgarstki i unieruchomił. Zaczęłam wyszarpywać ręce. Bez skutku.
- Puść mnie! - krzyczałam przez zaciśnięte zęby. On tylko zaśmiał się szyderczo. Wstał i otrzepał się z brudu, który znajdował się na podłodze. Ja również wstałam. Rzuciłam się na jego plecy. On tylko mnie odrzucił. Był silny. Uderzyłam głową o ścianę. Dotknęłam obolałego miejsca. Poczułam lepką ciecz. Tato walczył z Leonem. Chwilę później upadł na podłogę. Zobaczyłam, że ma sztylet wbity w brzuch. Nie płakałam. Nauczyłam się powstrzymywać łzy. Leon wyszedł z pokoju. Przysunęłam się do taty.
- Tato! Będzie dobrze. Nie zasypiaj! Tylko nie zasypiaj! - krzyczałam. Byłam na maksa wkurzona. Zeszłam na dół.
- Idźcie po resztę! Są na górze! - rozkazałam. Nie mieli nic przeciwko.
- Dasz sobie radę? - spytał Luke mijając mnie. Pokiwałam tylko głową.
Stałam i patrzyłam z wściekłością na Leona.
- Ty masz zamiar mi coś zrobić? - spytał ze śmiechem. Wszyscy wybuchli śmiechem. Słyszałam, jak reszta schodzi z góry. Zamknęłam oczy. Słyszałam śmiechy Leona i jego służących. Przypomniał mi się widok rannego Jamiego i taty. Cała złość oraz żal, zacząły się we mnie wzbierać. Otworzyłam oczy, głowę przechyliłam do tyłu i spojrzałam w góre. Ręce rozłożyłam. W góre wyleciało jasne światło. Jakby ze mnie. Dom zaczął się nagle rozsypywać. Nie mogłam się ruszyć. Moja rodzina zaczęła zmierzać ku wyjściu.
- Chodź! - krzyknęła Amber ciągnąc mnie za rękę. Ocknęłam się i zaczęłam biec.
- Jak zamieścimy się w tym autku? - spytał John. Nie wiem nawet jak to zrobiłam, ale jakimś cudem otworzyłam portal.
- Wchodźcie! - krzyknęłam.
Wszyscy pośpiesznie weszli w portal. Wylądowaliśmy w przedpokoju.
- Połóżcie ich na górze. Wezmę medyków. - powiedział Jock i ruszył do kuchni. Cały świat zawirował. Upadłam na podłogę i widziałam tylko ciemność.
♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥
Rozdział tak bardzo do dupy... Obiecałam wczoraj, ale jest dziś... przepraszam. :((( Ciesze się, że ktoś w ogóle to czyta. ;)) Za każde wyświetlenie dziękuję :)). Mam nadzieje że się wam spodoba. Zapraszam na droga-do-sukcesu-opowiadania.blogspot.com
Pzdr
Aisa ;*
Musi byc kolejny rozumiesz ?? Jesli nie znajde cie !
OdpowiedzUsuńJest swietny *.* Kiedy kolejny??? Mam nadzieje, że szybko :*
OdpowiedzUsuńNie waż się mówić, że rozdział jest do dupy, bo jest świetny. Mnóstwo akcji, boję się dosłownie o wszystkich,bo każdy był w jakiś sposób ranny. Musisz szybko dodać nexta. :* <3
OdpowiedzUsuńMiałam już dzisiaj napisane z 3/4 rozdziału, ale mój laptop postanowił być na tyle wredny, że rozdział się usunął i pisze od nowa...
UsuńJejku swietnue piszesz i masz super pomysly czekam na next *.*
OdpowiedzUsuńPs: zapraszam do mnie http://zazakretemas.blogspot.com
Z chęcią przeczytam i ciesze się, że ci się podoba.
Usuńmasz świetne pomysły, wielki talent i nominuje cie do LBA więcej tu http://zazakretemas.blogspot.com/2015/05/lba-i-prosba.html
Usuń